Zapada wieczór na gdyńskim nabrzeżu.
Spacery nad morzem o każdej porze roku są super.
A gdy się idzie, idzie, to w końcu się dochodzi do Orłowa, a tam na ławeczce pomnik malarza Antoniego Suchanka. I orłowskie molo.
A kawałek dalej jest Sopot i piękna szafa Romana Polańskiego.
To zaś Jan Jerzy Haffner, założyciel uzdrowiska w Sopocie.
A to mieszkaniec Gdyni.
Ten chłopiec też z Gdyni. To pomnik marzyciela i dowód na to, że ptaki marzycieli nie szanują.
Byłam kilka
dni w Gdyni. Znajomi dziwili się, czemu Gdynia w lutym. No cóż, mam coś
wspólnego z Robertem Frostem* i wybieram te mniej uczęszczane drogi. I nigdy
się na tym nie zawiodłam. W każdym razie, gdy ja byłam w Gdyni, w Polsce i na
świecie działo się!
Gdy ja byłam w Gdyni, umarła Danuta Szaflarska, dobra aktorka, a na
dodatek urocza staruszka. Każda śmierć zasmuca, ta niektórych moich znajomych
zasmuciła chyba podwójnie. Nie dość, że odszedł dobry człowiek, to wraz z nim
kolejna nadzieja na nieśmiertelność. Wnioskuję to po niektórych wpisach na FB.
Wpisach, w których przeplatał się motyw, że to niemożliwe, że umarła.
Gdy ja byłam w Gdyni, w Warszawie wycięto sporo drzew. I nie tylko
w Warszawie. Wszędzie drwale mają pełne ręce roboty. Przyznam, że bardzo
rozbawił mnie pewien żart. Może mam zwichrowane poczucie humoru, bo moi znajomi
reagowali na FB łezkami.
.
Gdy ja byłam w
Gdyni, okazało się, że znaleziono 7 planet podobnych do Ziemi. Hurra! Niestety,
ponieważ jak dotąd nie udowodniono, że nieśmiertelność jest możliwa, raczej
nikt z nas nie dowie się, czy tam też jacyś kretyni właśnie teraz wycinają
drzewa. To akurat może być plusem.
Gdy ja byłam w Gdyni, dokonano tez innego odkrycia. Otóż w Polsce,
państwie, które do dziś leczy rany po II wojnie światowej, objawiła się rasa
panów. Ludzkich panów. To e to ludzkie pany nieco mnie uspokoiło. Jak Bóg da,
to w sobotę do więzienia nie wsadzą. A tak à propos soboty...
Gdy ja byłam w Gdyni, mazowiecki KOD znów zadziwił Polskę. Otóż
Mateusz Kijowski and company postanowili, że KOD Region Mazowsze nie przyłączy
się do sobotniego protestu Strajku Obywatelskiego, bo nie wiadomo, co to ten
Strajk Obywatelski jest i jak jest finansowany. Fakt, ja też nie wiem, jak jest
finansowany (pewnie dlatego, że nie jest finansowany), ale może i dlatego przyłączam się do sobotniej zabawy. Odkąd wiem,
jak jest finansowany mazowiecki KOD jakoś mi z nim nie po drodze.
Gdy ja byłam w Gdyni, pojawił się nowy pomysł sponsorowania TVPiS.
Choć może nie taki nowy... Operatorzy kablówek mają dostarczać Poczcie Polskiej
listy swoich abonentów, a Poczta Polska porówna ich listy ze swoimi i ściągnie abonament RTV, od tych którzy
go jeszcze nie płacą. Operatorzy oczywiście już lecą, na wyścigi, z tymi listami. Czemu PiS
powiela cudze głupie pomysły? Równie głupi i nierealny mogliby chyba wymyślić sami?
Gdy ja byłam w
Gdyni, zrobiła się afera ze spektaklem "Klątwa". Znów najbardziej
obrażeni są ci, którzy jedynie słyszeli. Ale obrażeni są do tego stopnia, że mój najbliższy teatr chcą wysadzić w
powietrze. A prezes Kurski wyrzucił z pracy aktorkę, która w spektaklu
wystąpiła. Aktorka co prawda już jakiś czas temu sama pożegnała się z serialem,
ale pewnie tym łatwiej było ją zwolnić.
Gdy ja byłam w
Gdyni, Andrzej Duda wyróżnił Wojciecha Wencla nagrodą „Zasłużony dla polszczyzny”.
Nagroda miała pewien walor poznawczy, bo dotąd o istnieniu poety Wencla nie
wiedziałam. W zasadzie mogłabym bez tej wiedzy żyć, ale widać się nie da.
Zadałam więc sobie trud i przeczytałam kilka wierszy laureata. „…a im bardziej
bezsensowny twój zgon się wydaje tym gorętsze składaj dzięki że jesteś Polakiem…”
Chyba się z panem Wenclem różnimy w tym komu i za co dziękujemy. Nie podoba mi
się poezja laureata, ale to nic dziwnego. Mój umysł spaczyli swego czasu
profesorzy Jerzy Bralczyk i Andrzej Markowski, którzy byli moimi nauczycielami,
a dziś protestują przeciwko tej nagrodzie.
Gdy ja byłam w Gdyni, jeszcze sporo się wydarzyło. Gdybym przeceniała
swoją osobę, to następnym razem dwa razy bym się zastanowiła przed wyjazdem z
domu na dłużej niż jeden dzień.
* Droga nie wybrana
Dwie drogi w żółtym lesie szły w dwie różne strony:
Żałując, że się nie da jechać dwiema naraz
I być jednym podróżnym, stałem, zapatrzony
W głąb pierwszej z dróg, aż po jej zakręt oddalony,
Gdzie widok niknął w gęstych krzakach i konarach;
Potem ruszyłem drugą z nich, nie mniej ciekawą,
Może wartą wyboru z tej jednej przyczyny,
Że, rzadziej używana, zarastała trawą;
A jednak mogłem skręcić tak w lewo, jak w prawo:
Tu i tam takie same były koleiny,
Pełne liści, na których w tej porannej porze
Nie znaczyły się jeszcze śladów czarne smugi.
Och, wiedziałem: choć pierwszą na później odłożę,
Drogi nas w inne drogi prowadzą - i może
Nie zjawię się w tym samym miejscu po raz drugi.
Po wielu latach, z twarzą przez zmarszczki zoraną,
Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem:
Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną -
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem.