poniedziałek, 26 czerwca 2017

Źle to wygląda



Czy pamiętacie aferę sprzed lat, gdy przyłapano członków Młodzieży Wszechpolskiej na hitlerowskim salucie? Tłumaczyli się, że oni tylko zamawiali piwo. Minęło kilka lat i już nikt nikomu takiej ściemy nie wciska. Gest znany jako "Heil Hitler" wykonywany jest dziś publicznie. Wcale nie powoli nasze ulice zaczynają przypominać ulice z lat 30. 
Gdy się wypuszcza z butelki dżina, warto byłoby spróbować przewidzieć skutki. Wydaje się, że partia rządząca ich nie przewidziała. Bo dziś bandyci z ONR kopią człowieka ze straży KOD, ale jutro pójdą po PiS. Taka jest reguła dziejów. Czy powinniśmy mieć satysfakcję? Żadnej. I chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.


When will we ever learn?

sobota, 24 czerwca 2017

Ekscentrycy

Był czas, kiedy nosiłam eleganckie buty na wyższych czy niższych obcasach. Mniej lub bardziej niewygodne. Od kilku lat noszę głównie sportowe buty. Nawet gdy mam oficjalne wyjście. I niedawno rozmawiałam na ten temat z koleżanką, która oklejała w pracy plastrami stopy i wyrażała przy tym żal, że do jej sukienki nie pasują żadne adidasy. Ja to oprotestowałam, gdyż uważam, że w roku 2017 adidasy (bądź adidasopodobne) pasują do wszystkiego.
- Niby tak, ale ja zawsze boję to, co ludzie o mnie pomyślą - powiedziała koleżanka.
- O co cię to obchodzi? - zapytałam.
- No wiesz, ja tak nie potrafię.
Fakt, nie potrafi:)))) W pracy cały czas ma problem z tym, że ktoś coś na jej temat powiedział.
Następnego dnia ta sama koleżanka wróciła do tej rozmowy, gdyż po wyjściu z pracy spotkała na ulicy panią w słusznym wieku, z pewną nadwagą, która miała na sobie zieloną obcisłą sukienkę bogato zdobioną cekinami, a na nogach pomarańczowe adidasy.
- Wyglądała śmiesznie.
- Przejmowała się tym?
- A skąd! Wydawała się być bardzo zadowolona z siebie.
- A ty?
- Ja nigdy nie jestem z siebie zadowolona.
- Czyli nie dość, że nie jesteś z siebie zadowolona, to jeszcze masz poobcierane nogi? Ciekawa strategia.
- Niby tak - przyznała koleżanka i zaczęła się śmiać, bo ona jest z tych mądrzejszych.
Przyznam, że musiałam wykonać kiedyś ciężka pracę nad sobą, by zmienić swoje podejście do ludzi wyglądających normalnie inaczej. Zaczęło się od emerytki w stroju Śniegulinki z rosyjskich bajek. Miała różowe paletko poobszywane sztucznych futerkiem, odcięte w pasie. Do tego futerkową czapeczkę. Popatrzyłam na nią i pomyślałam, że totalnie babie odbiło. Następną jednak myślą było, że to może mi odbiło, bo być może kobieta od dziecka marzyła o takim stroju. Tyle że dzieckiem była w PRL i mogła liczyć co najwyżej na zgrzebną kapotkę w "niebrudzącym się" kolorze. Teraz wreszcie marzenie mogła zrealizować. I tak trzymać!
Mniej więcej w tym czasie miałam lekcje angielskiego w okolicach Rotundy i mogłam się napatrzeć do woli na współczesne dzieciaki. Za pierwszym razem byłam nimi zachwycona, bo wszystkie tak fajnie wystylizowane. Za drugim razem zaczęłam mieć pewne podejrzenie. Za trzecim razem nabrałam pewności. To były klony! Jedna stylizacja razy tysiąc. O ileż ciekawsza była moja emerytowana Śniegulinka.
Nie namawiam nikogo na bieganie po ulicy w wieczorowej kiecce i trampkach. Ale zachęcam do większej życzliwości wobec ekscentryków. Tak naprawdę powinniśmy im zazdrościć, bo mają odwagę, której większości z nas brakuje.
Kącik muzyczny zupełnie nie na temat. Jedna z ostatnich i jedna z najpiękniejszych piosenek Leonarda Cohena.




czwartek, 22 czerwca 2017

Strach się śmiać



Czy nie wydaje się Wam, że Polska wcale nie dzieli się zwolenników tej czy innej partii, a na ludzi, którzy uśmiechają się i na tych, którzy uważają, że ci drudzy się z nich śmieją? Jeśli to prawda, to plakat grupy Loesje nieco nie trafia w cel. Jest bowiem ryzyko, że uśmiechając się do kogoś człowiek narazi się na nieprzyjemności.

wtorek, 20 czerwca 2017

Opole w Opolu?

Wydawało Wam się, że sprawa festiwalu w Opolu została zakończona, gdy zapadła decyzja, że odtąd opolski festiwal będzie się odbywać w Kielcach?  Otóż nie! Okazuje się, że jednak Opole będzie w Opolu. Tyle że we wrześniu. Poinformowała mnie o tym osobiście telewizja publiczna - tak, tak, należę do tego elitarnego grona, które otrzymuje takie informacje bezpośrednio z TVP.
Ja ani czerwcowego Opola w Opolu, ani bezterminowego Opola w Kielcach, ani wrześniowego Opola w Opolu i tak nie zamierzałam oglądać. Interesuje mnie to zagadnienie jedynie na płaszczyźnie intelektualnej (jak głupio by to nie zabrzmiało).
Na temat porozumienia zawartego między prezesem TVP a prezydentem Opola prowadziłam spór z koleżanką. Ona jest zniesmaczona, że prezydent Opola podpisał porozumienie. Ja zaś uważam, że wszystko zależy od porozumienia.
Przypomnijmy: 54. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu nie doszedł do skutku przez bunt artystów. Ponoć prezes Kurski na temat występu Kayah powiedział: Po moim trupie. No to Kayah się wycofała. Razem z nią Kasia Nosowska. A potem się posypało. Na placu boju zostało kilku debiutantów i Jan Pietrzak (a tak na marginesie, czy to nie piękne jak pan od kabaretu na starość stał się kabaretem?).
Ja nie widzę powodu, żeby ten protest ciągać, gdy znikną jego przyczyny. I bynajmniej nie chodzi mi o Kayah. Jeżeli ta impreza będzie wolna od ingerencji polityków, jeśli nikt nie będzie cenzurował tekstów, jeżeli nikt nie będzie tworzył czarnych list, to czemu nie. Zwłaszcza, że to nie jedyna gówniana (przepraszam za określenie) szopka, która odbywa się w tym kraju. Ale ludziom się podoba, to niech ludzie mają.
Moja koleżanka czuje jednak niesmak. I na tym się chciałam skupić. Czy czasem w polskim genotypie nie brakuje tego maleńkiego klocuszka, który odpowiada za umiejętność zawierania kompromisów. A może inaczej. Może my mamy o jeden kawałek więcej, ten kawałek, który każe bić się do upadłego. Bo wszak nie da się ukryć, że walka o satysfakcję to nasza cecha narodowa.
A wracając do Opola, to ja tylko mam nadzieję, że już sztab dziennikarzy rozkminia nową umowę. Bo jedynym, co mnie interesuje jest cena, którą TVP zapłaci za harce prezesa. A interesuje mnie, bo zaraz rozpocznie się posiedzenie Sejmu, na którym być może (mam nadzieję, że nie) przepchną zmiany w abonamencie RTV.
W kąciku muzycznym zespół, który jako jedyny z Opola został wyproszony i który na tym nowym festiwalu raczej też nie wystąpi:


niedziela, 11 czerwca 2017

Trudno robić to, co uważa się za słuszne


Od lat kieruję się zasadą żyj i pozwól żyć, czyli po naszemu róbta, co chceta. I im dłużej żyję, tym moje zrozumienie dla innych jest większe. Jednak, gdy czuję, że ktoś wykorzystuje to, że ktoś chce pozbawić mnie czegoś, co jest dla nie bardzo ważne, to bronię się.
Łatwo jest lajkować różne rzeczy na Facebooku. Łatwo jest iść w weekend na spacer w gronie kilku tysięcy ludzi i nazywać to protestem. Znacznie trudniej jest zrobić coś więcej. 
Wczoraj była kolejna miesięcznica smoleńska, kolejna po wprowadzeniu ustawy, która ma ją chronić i z związku z tym odbierającej prawo innym do demonstrowania.
Na Krakowskim Przedmieściu zjawiło się podobno koło 300 osób popierających Obywateli RP, którzy protestują przeciwko zakazowi manifestowania. Było też mnóstwo policji. Mnóstwo! Cały teren od Placu Zamkowego do Pałacu Prezydenckiego był odgrodzony barierkami, a wzdłuż nich stali rzędem policjanci. Po obu stronach. Przed godz. 20 utworzyliśmy kordon w poprzek ulicy, a gdy policja przystąpiła do akcji, wszyscy usiedliśmy na chodniku.
Czy wiecie, co się czuje, gdy się siedzi na chodniku a na przeciwko siebie ma się setki policjantów? Tylko strach. Potem strach się czuje, gdy się tkwi pod strażą policji, bo niewiadomo, co będzie dalej. Potem czuje się strach, bo wiadomo, że czekają sądy, przesłuchania i diabli wiedzą co jeszcze. Ale najgorszy jest strach, że jeśli wczoraj stało się to co się stało, to znaczy, że naprawdę jest bardzo niedobrze. 
Tak naprawdę najspokojniejszy był ten moment niesienia przez policjantów.

Wczoraj zrobiłam tylko jedną rzecz, za którą powinnam być ukarana. Przejechałam jeden przystanek tramwajowy bez skasowanego biletu. Miałam go w ręku, ale zapomniałam skasować, bo byłam lekko oszołomiona wszystkim, co się działo. Wszystko inne, co robiłam, uważam za słuszne. I zrobiłabym to jeszcze raz. Braku skasowania biletu żałuje i jest mi z tego powodu głupio.

A teraz coś o powodach.

Nie lubię PiS.

Uważam, że w sprawie katastrofy smoleńskiej wszystko już zostało wyjaśnione, a teraz tragedie wykorzystuje się w celach politycznych.

Jestem przeciwna comiesięcznemu cyrkowi w moim mieście. Jeśli Jarosław Kaczyński chce czcić śmierć brata, powinien to robić przy jego grobie lub w miejscu jego śmierci. Na Krakowskim Przedmieściu po katastrofie gromadzili się i zwolennicy PiS, i przeciwnicy. To nie jest miejsce, do którego prawo ma dziś jedna partia.

Ale nie dlatego byłam wczoraj na Krakowskim Przedmieściu. Nie dlatego bojąc się siedziałam na ulicy i patrzyłam na idące w moją stronę oddziały policji. Nie dlatego naraziłam się na sprawę sądową.


Byłam tylko i wyłącznie dlatego, że uważam, że miałam prawo tam i dlatego, że uważam, że nikt nie może mnie tego prawa pozbawiać.

I na koniec. Dziś jeszcze nie doszłam do siebie. Może dlatego z mieszanymi uczuciami odbieram gratulacje, słowa podziwu i rożne pytania. Nie ma czego gratulować, bo naraziłam się na kłopoty. Nie ma czego podziwiać, bo bałam się i tyle.  I wiem jedno, gdyby wczoraj na Krakowskim byli wszyscy, którzy to wydarzenie lajkowali, to wygralibyśmy.

I mała prywata. Tam gdzie trafiłam po zatrzymaniu była pewna aktorka (nie podam nazwiska, bo nie wiem, czy życzyłaby sobie tego). Przytuliła mnie. Bardzo jej za to dziękuję.








sobota, 10 czerwca 2017

Róbcie sobie szczęście!


Gdy byłam nastolatką, naszą najukochańszą pisarką była Krystyna Siesicka. Znałam każdą jej ówczesną powieść, niektóre nawet na pamięć. Z pewnością jednym z powodów było to, że skrzyły się one od różnych złotych myśli. Dla egzaltowanej pannicy to było jak wizyta Kubusia Puchatka w pełnej spiżarce. Jedna z moich najbardziej ukochanych książek Siesickiej to "Fotoplastykon", a w niej rozdział: Świat lubi ludzi, którzy lubią świat. Kilka słów a ile w nich treści
Potem przerzuciłam się na inne książki i zawędrowałam na studia. Miałam olbrzymie szczęście, gdyż dane mi było liznąć tajników psychologii społecznej dzięki nieocenionemu profesorowi Stanisławowi Mice. Na jednym wykładów opowiadał nam jak to według niego jest z tym szczęściem. Powiedział, że są dwa kręgi (zazębiające się). Jeden to krąg Pollyanny, a drugi to krąg szatana. W pierwszym ludzie wszystko widzą w różowych barwach, w drugim w czarnych, a najwięcej jest oczywiście tych wymieszanych. Mam wrażenie, że w katolickiej Polsce ludzie sami pchają się do kręgu szatana. Bo szatan jednak swojski, a Pollyanna to podejrzane protestanckie nasienie.
Czas na przykład z życia. Lata temu poznałam pewną kobietę. Mieszka z mężem i synkiem w ładnym domku pod Warszawą. Raz widziałam ja z tym mężem. Jego miłość wręcz wylewała się z oczu. Synek był fajnym chłopcem. Ona miała dobrą pracę. Życie jak w bajce. Z jakiegoś jednak powodu jej się żyło jak w horrorze. Wszystko było złe. Nie lubiłam z nią rozmawiać, bo czułam się potem zatruta jadem niezadowolenia (nie wiem, czy Wy też tak macie, ale ja to gówno od nich płynące czuję niemal fizycznie). Podam przykład jej podejścia do życia. Kiedyś uznała, że syn ma dobry słuch. Zgłosiła się więc do specjalistów, żeby potwierdzili (bądź nie), że zdolny. No i potwierdzili. - Super! - zareagowałam entuzjastycznie. - Ech, nic mi nie mów! Wiesz, co ja będę teraz miała? Trzeba instrument kupić, wozić go na lekcje... - zaczęła narzekać. Potem znów zaszła w ciążę. Podobnie jak jej przyjaciółka i podobnie jak przyjaciółka z owym zakochanym mężem, z tym że on już wtedy patrzył z miłością na przyjaciółkę. Potem ukradli jej samochód (gdy się mieszka pod Warszawą, to problem), potem ukradli następny... A potem dziewczyna przeszła z kręgu szatana do kręgu Polyanny. Dziś naprawdę miło się z nią rozmawia. Widać do szczęścia brakowało jej problemów, a gdy się wreszcie pojawiły, odzyskała jako taką równowagę.
Pollyanna uczyła ludzi swojej gry i, jeśli wierzyć autorce, udawało jej się całkiem sporo osób wyprowadzić z ciemnej strony mocy. Ja też wierzę, że nawet największy smutas, gdyby tylko chciał popracować nad sobą, przejdzie na jasną stronę mocy. Bo ona naprawdę jest lepsza.
Aha, podałam przykład koleżanki nie bez powodu. Optymizm i pesymizm nie mają przesadnie wielkiego związku z tym, co nas w życiu spotyka, więc tekstów, że inaczej bym twierdziła, gdybym dowiedziała się, co ktoś coś przeżył, po prostu nie kupuję.
Kącik muzyczny jak najbardziej na temat:


poniedziałek, 5 czerwca 2017

Zwyczajny warszawski dzień

Dziś w Warszawie protestowali taksówkarze. Średnio mnie ten protest obszedł, bo mieszkam blisko pracy, nie jeżdżę głównymi ulicami i choć widziałam protestujących, to na mnie wpływu żadnego nie mieli. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że ktoś im źle doradzał. Warszawscy taksówkarze protestowali z tego powodu, że: Uber wozi klientów taniej, bo nie dotyczą go regulacje prawne, które dotyczą legalnych taksówkarzy. Czyli taksówkarze tracą przez Ubera klientów. Zorganizowali więc protest, którym zrazili do siebie część potencjalnych swoich klientów, a części uświadomili, że mogą jeździć taniej Uberem. Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy mi, gdzie tu jest sens.

Pamiętacie sprawę opolskiego festiwalu, który odbędzie się w Kielcach? Przyznam, że prezes Jacek Kurski zdobył pewien mój szacunek. Jedną swoją decyzją rozpirzył dwie durne imprezy muzyczne. Najpierw festiwal w Opolu (ostatni, który dobrze wspominam odbył się w 1981 r.), a zaraz potem koncert Sabat Czarownic w Kielcach (tego w ogóle nie wspominam, bo nigdy nie oglądałam) - zrezygnowali z niego, żeby zrobić miejsce na opolski festiwal, ale opolski festiwal i tak nie mógł dojść do skutku, bo nadal nikt na nim nie chce wystąpić (nawet po zapewnieniu, że teraz będzie nie w Opolu a w Kielcach), nikt z wyjątkiem zespołu Pectus, który ogłosił, że chce. Tyle że ich chyba nie zaprosili na żaden.

Zostajemy przy telewizji. 24 czerwca telewizja publiczna planuje wyemitować program, który nosi tytuł "Imieniny pana Janka". Zgaduj-zgadula, o jakiego Janka chodzi? Ja stawiam na to, że to rekompensata za koncert jubileuszowy, który nie odbędzie się ani w Opolu, ani w Kielcach.

Jako się rzekło prezes Kurski ma za sobą okres pracowity i pełen sukcesów. Tym chyba jedynie można tłumaczyć, że postanowił wśród kibiców Legii paradować w szaliku Lechii. No to mu kibice Legii pokazali, że nie może. Pokazali za pomocą rzucanych w jego stronę kubeczków po piwie oraz za pomocą opluwania. Niewiele mnie z kibicami Legii łączy, generalnie niczym w nikogo nie rzucam, a plwociną gospodaruję dość oszczędnie, ale… Panie prezesie kochany, podskakiwać Warszawie w Warszawie? Nie da rady. A poza tym proszę się przyzwyczajać, bo Pana rządy w końcu się skończą, a wtedy nie tylko u nas tak będzie.

W kąciku muzycznym artysta, który nie planował występu ani w Opolu, ani w Kielcach.


piątek, 2 czerwca 2017

Podaj dalej?

Wczoraj był Dzień Dziecka. Tradycyjnie już tego dnia dzieci opanowały budynek przy Wiejskiej i na jeden dzień stały się posłami. Oczywiście dzieci najlepsze z najlepszych, wyłonione, wyróżnione, nagrodzone. Nie śledziłam tego co się działo w młodzieżowym Sejmie, gdyż od pewnego czasu unikam i tego dorosłego. Nie da się jednak uciec przez niusami. Mnie w każdym razie nie udało się uciec przed chłopcem, który po swoim wystąpieniu "poselskim" podarł flagę unijną. Jego popisowy numer obejrzałam dzięki portalowi informacyjnemu. Na tyle mnie zainteresował, że postanowiłam sprawdzić, kim jest ten młodzieniec, zwłaszcza, że jego wystąpienie wydawało się dobrze przygotowane, łącznie z ewidentnie zaplanowana przerwą na oklaski.
Chłopiec już ma profil na Facebooku jako osoba publiczna. Przedstawia się jako "poseł na XXIII pos. SDiM, członek Młodych dla Wolności w Lubinie, konserwatywno-liberalny wolnościowiec, interesuje się ekonomią i polityką".
Jego zdjęcie, gdy drze tę nieszczęsną flagę, lata od wczoraj po sieci, a niektórzy z moich znajomych przekazują je dalej opatrzone pełnymi oburzenia tekstami.
Czy nie wydaje się Wam, że zadziwiająco często dajemy się wpuszczać w maliny? Ta sprawa od początku do końca była pijarowym happeningiem. Chłopiec najwyraźniej jest z młodzieżówki Korwin-Mikkego i wydaje mi się, że za wszystkim stoi ten właśnie pan. Nie zdziwiłabym się, gdyby to on ten spektakl wyreżyserował. 
Czemu o tym piszę? W dobie portali społecznościowych modne stało się przekazywanie dalej pewnych treści. Sama to robię, czasami wręcz masowo. Zwykle sprawdzam, co puszczam w świat (tak naprawdę niewielki), ale parę wtop zaliczyłam, a może sprawdzam, bo zaliczyłam. W tym wypadku każda osoba, która przekazuje filmik z owym chłopcem, robi dobrze chłopcu i jego patronowi. Jeśli taki był cel, to ok.
A skoro już jesteśmy przy Facebooku i przy przekazywaniu dalej pewnych treści. Nieustająco mnie dziwi, że ludzie lajkują treści, które są wpuszczone w sieć właśnie, by je dalej przekazać – ktoś czegoś szuka, ktoś coś znalazł, ktoś poleca swoje usługi, ktoś zaprasza na spotkanie. To zwykle jest lajkowane. Po co?

W kąciku muzycznym coś starego, ale odnowionego. Piosenka Stanisława Staszewskiego. Ja ją znam z płyty "Tata Kazika 2", jednej z moich ulubionych płyt.