poniedziałek, 31 lipca 2017

Nie ma miejsca na wątpliwości?

W państwie demokratycznym wolność słowa to podstawa. Mam prawo głosić swoje poglądy (z pewnymi zastrzeżeniami) i nikt nie ma prawa mi tego zabronić. Tyle teoria. W praktyce wolność słowa i wolność poglądów szalenie nam się kurczą. I bynajmniej nie dlatego, że całkowita wolność słowa nie istnieje (na filozofii pewnie większość temat przerabiała, więc nie podejmuję się tłumaczenia). Mnie osobiście wolność słowa karleje z każdym dniem, bo wciąż muszę gryźć się w język. Boli i język, i tłamszona w ten sposób wolność osobista.
Czasy mamy strasznie trudne dla rozkminiaczy wszelkich problemów. Przedstawię to może na przykładzie.
Jest pokój, który ma jedną ścianę obwieszoną świętymi obrazkami, fotkami patriotycznymi, a po środku zegar z kukułką. Na przeciwko jest druga ściana, a na niej flaga Unii Europejskiej, zdjęcia-pamiątki ze światowych wakacji i dzwonek feng shui. Zostały jeszcze dwie ściany. W jednej są drzwi, a w drugiej okno. Pokój jest całkiem duży, miejsca w nim mogłoby starczyć dla wszystkich. Z jakiegoś jednak powodu trzeba stanąć albo pod ściana z zegarem z kukułką, albo pod tą z dzwonkiem. Jeśli komuś to nie odpowiada, to zostaje wykopany przez okno, ewentualnie przez drzwi.
Jakoś tak się porobiło, że nie ma miejsca dla wątpiących, dla tych, którzy niby się zgadzają, ale widzą w tym zgadzaniu się pewne luki, czyli generalnie dla tych, dla których świat ma wiele barw, nie tylko czerń i biel.
Żeby była pełna jasność, ja sama jestem gotowa dać komuś kopa, bo niby on z mojego kącika pod ścianą, a mówi takie rzeczy, że ci z naprzeciwka ręce zacierają. Ot dla przekładu Marcin Meller i Andrzej Mleczko jakiś czas temu dyskutowali w telewizji o uchodźcach i obaj powiedzieli, że lepiej żeby w Polsce muzułmanów nie było. Woda dla młyn dla prawicy. I tyle tej wody, że ja już sama nie wiem, czy oni mówili, że są przeciw przyjmowaniu uchodźców, czy są za przyjmowaniem.
Polska debata publiczna powoli psieje. Bo co to za debata, gdy jedna strona próbuje przekrzyczeć drugą. Tak naprawdę w porządnej debacie najpierw powinno się zrozumieć racje drugiej strony, a dopiero potem podjąć polemikę z tymi racjami. I to bynajmniej nie w celu przekonania do swoich racji, ale po to, by znaleźć złoty środek. Teraz trzeba na wstępie się opowiedzieć i trwać niezłomnie przy swoim zdaniu niczym Ordon na Reducie. Obawiam się, że w ten sposób po pierwsze wszyscy zgłupiejemy w ekspresowym tempie, a po drugie nie będzie nam potrzebna żadna cenzura, bo samo ocenzurujemy się wystarczająco.
Dziś podpromujmy  młodego człowieka, który mocno walczy o swoje i na razie wiele nie wywalczył.





9 komentarzy:

  1. Myślę, że lepiej, mieć wątpliwości,
    niż walić po łbach, dla swoich racji,
    przy wątpliwościach, dalej do celu,
    lecz większa szansa, wysiąść na stacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysztofie, trafnie ująłeś to, co myślę. W zasadzie to przecież dzięki wątpliwościom, dzięki podważaniu prawd ogólnie przyjętych ten pociąg jedzie do przodu.

      Usuń
  2. Przyszły takie czasy, że wątpliwości pracują na naszą niekorzyść. Myślę, że będziemy sobie mogli na nie pozwolić, gdy uda się odsunąć PiS od władzy i wybrać nowego prezydenta. Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje. Wierzę, ze ta bolesna lekcja będzie skuteczna na dłużej i zaczniemy ze sobą rozmawiać, zauważając przy tym szarości. Teraz to chyba niemożliwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy naprawdę wierzysz, że pisienie jest jedyną skuteczną metodą na walkę z pisieniem? Być może rzeczywiście autocenzurowanie jest jedyną słuszną drogą ku wymarzonej przyszłości. Ja jednak chyba nie chcę żyć w takim świecie i dla mnie PiS w takim wypadku już wygrał. I chyba powinnam w ogóle zamilknąć lub pisać tylko o kwiatkach i zwierzątkach. Może to rzeczywiście dobry moment, żeby się wycofać i zająć swoimi sprawami.

      Usuń
  3. Być może Ty masz rację, nie ja.Emigracja wewnetrzna była dobra, gdy już wszystko było przegrane, teraz chyba jednak całkiem przegrane wszystko nie jest.
    A może znowu Cię źle rozumiem.:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze zrozumiałaś, ale po prostu różnimy się. Ja uważam, że jeśli nie ma miejsca mną wątpliwości, jeśli mam żyć w czarno-białym świecie, to już przegrałam i przegrał mój kraj. Ja nie wierzę, że da się rozpędzić emocje, pogrupować ludzi, a potem powiedzieć: a teraz wygraliśmy, więc możecie zacząć myśleć, wątpić, spierać się, łączyć. To tak nie działa:(((

      Usuń
  4. Nie umiem zostawić tego bez odpowiedzi,zresztą wcale nie dlatego, by Cię do czegokolwiek przekonywać,raczej by rozwinąć swoją myśl. Myślimy i mamy wątpliwości zawsze,ale trudno dzielić się nimi z PiSem, bo chyba da się zauważyć, że oni skorzy do debat nie są.
    Wydaje mi się, że rozmowa- sensowna i twórcza,z wyszukiwaniem momentów wspólnych- możliwa jest, gdy:
    1) jest względna równowaga sił,
    2)brak równowagi sił, ale obie strony mają dobrą wolę i wykazują chęć rozmowy.
    Żadna z tych ewentualności obecnie nie zachodzi a PiS na potęgę niszczy państwo, dlatego powiedziałam, że celem numer jeden jest przeciwstawienie się tej dewastacji czyli odsunięcie PiS od władzy i dopiero potem siadanie do rozmów i podjęcie próby naprawienia państwa.
    Nigdzie nie powiedziałam, że chciałabym PiS całkowicie pozbawić głosu, chciałabym, żeby przestał demolować kraj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim tworząc post miałam na myśli to, że obecnie nie możemy dzielić się wątpliwościami z ludźmi z naszej strony politycznej, gdyż natychmiast zostaniemy wrzuceni do koszyka z napisem PiS. Spróbuj spokojnie porozmawiać z antypisowcami o swoich wątpliwościach w kwestii uchodźców, aborcji, 500+, do niedawna sądów (teraz sądy znacznie to ułatwiły).

      Usuń
  5. p.s. A czarno-biały kraj nie istnieje i nigdy nie istniał.

    OdpowiedzUsuń