wtorek, 20 lutego 2018

A poprzeczka wciąż się obniża




Przyznam, że są sytuacje, w których czuję się bezradna. Jedną z nich jest dyskusja, która wciąż się toczy wokół okładki "Wysokich obcasów" i hasła: "Aborcja jest OK". Moja bezradność nie wynika z faktu, że się zgadzam z hasłem bądź nie zgadzam, a z poziomu dyskusji. I pal sześć środowiska prawicowe, z góry było wiadomo, że zechcą autorki akcji spalić na stosie. Niestety, środowiska liberalne nie zechciały się nad tą prowokacją pochylić z uwagą i spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to zrobiły.  Bo o ile prościej pytać retorycznie: Jak mogły?
O co chodziło autorkom? O pokazanie, że nie dla każdego aborcja to wydarzenie na miarę Holocaustu, że nie każda kobieta ma choć cień traumy po zabiegu, że aborcja jest statystycznie powszechna, więc z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że każdy z nas zna kobiety, które aborcji dokonały i mężczyzn, którzy je do tego namawiali bądź z ulgą przyjęli decyzję o aborcji. Z tym że dziś mało kto się do tego przyznaje. Przypomnę, że nie zawsze tak było. Koleżanki mojej mamy nie kryły się z tym, że musiały wziąć wolne, żeby zadbać o to, by rodzina się nie powiększyła. Moje koleżanki też się do tego przyznawały, choć niektóre dziś wyzwałyby mnie od kłamczuch, gdybym im to przypomniała. Przez minionych kilkadziesiąt lat coś się jednak w Polsce zmieniło. Silne ruchy antyaborcyjne, zwane, bezsensu z mojego punktu widzenia, prolifowymi, wzięły górę. I dziś nawet zwolennicy legalizacji aborcji nie przyznają publicznie, że dla wielu kobiet to zwyczajny zabieg, a stres z nim związany nie bierze się z tego, że właśnie zabijane jest życie, ale z zupełnie innych czynników. Bo nawet dla zwolenników legalizacji aborcji, kobiety, które jej dokonują to grzesznice, które Bóg pokaże traumą zatruwająca całe życie. Słuchałam dziś w radiu Manueli Gretkowskiej, która powiedziała, że być może za 10 lat okładka z hasłem "Antykoncepcja jest OK" wywoła taki skandal jak ta z aborcją. I niestety może mieć rację.
Autorki celowo włożyły kij w mrowisko. Rozumiem histeryczne reakcje, bo sama miałam oczy jak spodki, gdy zobaczyłam tytuł. I osobiście nigdy bym się na taki nie zdecydowała. Ale jaki tytuł byłby dobry, żeby wywołać dyskusję i osiągnąć zamierzony cel? Prawda jest taka, że dziś trzeba potężnego skandalu. Inaczej psa z kulawą nogą nie zainteresuje, co mamy do przekazania. A gdyż już ten skandal wywołamy, to i tak większość potraktuje sprawę naskórkowo.
Przypomina mi to inną aferę sprzed lat. Gdy Joanna Szczepkowska na premierze sztuki, pokazała tyłek. Dla 99 proc. osób mówiących o tym ten tyłek był najważniejszy. Zaledwie 1 procent próbował zgłębić, dlaczego to zrobiła. Reszta pytała: Jak ona mogła to zrobić?
Ot, taki mamy dziś poziom dyskusji. A poprzeczka opada coraz niżej i niżej. I nic nie zapowiada, że będzie lepiej. Raczej tytuły będą jeszcze bardziej szokować, a ludzie dyskutować będą jeszcze głupiej.

2 komentarze:

  1. Ja aborcji nie miałam. I dla mnie aborcja nie jest OK. Piszę o tym, aby nie wyglądało, że wypowiadam się w sprawie, która mogła mnie dotyczyć i że się staram usprawiedliwiać.
    Wychodzę z założenia, że podjęcie decyzji o aborcji jest sprawą kobiety i ewentualnie mężczyzny. W ogromnej większości wypadków to kobiety w razie niesprawności dziecka opiekują się nim i utrzymują je do końca życia, nawet bez pomocy tatusiów, którzy nie zawsze potrafią stanąć na wysokości zadania. Na pomoc państwa i KK, który grzmi o dzieciach poczętych kobiety też liczyć nie mogą. Pozostają same z urodzonym już dzieckiem i z głodową często emeryturą.
    Sprawę aborcji, lub donoszenia ciąży pozostawiam więc kobietom. Ja wolę jeśli kobieta usuwa ciążę, niż gdy urodzone dziecko wyrzuca na śmietnik, o czym się co jakiś czas czyta. Ale dla mnie aborcja to bardzo poważna sprawa. Nie potrafiłabym aborcji potraktować jak środka antykoncepcyjnego.
    No i tu następny temat aż sie prosi - Wychowanie seksualne i do życia w rodzinie dla młodzieży w szkołach. Serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń