niedziela, 9 kwietnia 2017

Dziś bez optymizmu

Nie wiem, czego byłam świadkiem, ale wydawało mi się, że walki człowieka o śmierć. Nie znam żadnych szczegółów, nie znam człowieka, nie znam okoliczności, więc być może się mylę. Tak to jednak wyglądało. Mój tata trafił do szpitala. Na sali z nim leży mężczyzna, który mam bardzo ograniczone możliwości ruchu i porozumiewania się. Ma coś przypięte do łóżka i to coś jest podłączone do prądu. Wcześniej już widziałam, jak wyciągał ręce, ale nie widziałam większego sensu w tym wyciąganiu. Raz jednak sznur spadł nieco niżej i udało mu się go złapać i próbować wyciągnąć wtyczkę. Była przy tym pielęgniarka, która uniemożliwiła mu to.
Dziś są już takie możliwości, że osoby nieuleczalnie chore mogą skorzystać z pomocy w godnym odejściu. Oczywiście jeszcze nie w Polsce, ale przecież świat to duża wioska. Prawda jednak jest taka, że dotyczy to ludzi, którzy mogliby sobie poradzić sami, ale nie zrobiliby tego tak skutecznie i prosto. A przecież problem najbardziej dotyczy tych ludzi, są krytycznej sytuacji, beznadziejnej, a sami nie mogą zrobić nic. Ja w tej sprawie od dawna mam dość radykalne poglądy i uważam, że jeśli nie możemy już komuś pomóc, jeśli ten ktoś się meczy i chce tylko jednego: umrzeć, to należy mu w tym pomóc. Sama już zostawiłam dyspozycje, że w razie czego nie chcę być utrzymywana sztucznie przy życiu. Tyle że i tak na nic nie będę miała wpływu, a poza tym dotyczy to tylko ludzi w śpiączce. 
Chciałam przy tym nadmienić, że moje poglądy nie oznaczają lekceważenie życia. Uważam, że życie to cenny dar, najcenniejszy, jaki mamy. O życie należy walczyć. Są jednak pewne granice. Nie jesteśmy jedynie workiem wypełnionym mięsem i kośćmi. Człowiek to coś więcej. Jeśli zostaje tylko ta cielesna powłoka, to chyba za mało, żeby uznać to za życie.
Ot, takie refleksje mam po wizycie w szpitalu. Tyle że z moich refleksji nic nie wynika. W Polsce tej kwestii długo nic się nie zmieni.



17 komentarzy:

  1. Zetknąłem się ze zjawiskiem sztucznego podtrzymywania życie mojego szwagra, około 1 roku. Podjąłem pisemną decyzję, że nie wyrażam zgody na sztuczne podtrzymywanie mojego życia, dłużej niż jeden miesiąc, gdyby taka okoliczność zaistniała. Chciałby żyć do czasu, kiedy mógłbym dostrzegać sens życia. Co do śmiertelnego porażenia prądem z gniazdka, osoby leżącej na łóżku, to raczej niemożliwe. Palcami (jako elektryk) sprawdzałem czy jest prąd w gniazdku. Śmiertelne porażenie prądem mogłoby nastąpić dopiero, gdybym jeden przewód z gniazdka dotknął jedną ręką, a drugi przewód, drugą ręką, nogą lub inną częścią ciała. To co piszę dotyczy jedynie warunków kiedy, nie jesteśmy połączeni z uziemieniem. Wtedy dotknięcie przewodu z prądem może być śmiertelne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrozumieliśmy się. On ma podłączone jakieś urządzenie i wyglądało na to, ze bardzo chce wyjąć z kontaktu wtyczkę do tego urządzenia. Powody jego zachowania mogły być różne. Ja je tak zinterpretowałam, ale równie dobrze mogło chodzić o coś innego.
      Ja też mam deklarację pisemną, którą noszę przy sobie w portfelu, poza tym przekazałam wyraźnie wolę rodzicom. Prawda jednak jest taka, że potrzeba sporo hartu ducha, żeby zgodzić się na odłączenie bliskiej osoby od aparatury. I rozumiem, że wielu ludzi ma z tym problemy.

      Usuń
  2. Hospicja domowe. Nigdy szpital, za duże ryzyko że ze strachu odmówia prawa do godnej śmierci.
    Większość hospicjów prowadzona jest przez organizacje kościelne. I jeżeli kościół w Polsce ma ładna twarz, to tam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że pobudziła mnie wizyta w szpitalu do wielu refleksji. Ja najprawdopodobniej jako stara osoba będę zdana tylko na siebie. Myślę, ze z chwilą przejścia na emeryturę będę musiała zacząć przygotowywać się na różne warianty. Póki co jeszcze nie zawracam sobie tym głowy, ale już mam to odłożone jako sprawę do załatwienia.

      Usuń
  3. Piszesz: W Polsce tej kwestii długo nic się nie zmnieni.
    Bardzo delikatna i trudna sprawa. Jeśli powstanie prawo regulujące sprawę "śmierci na życzenie", to zawsze znajdą się luki pozwalające na uśmiercenie człowieka wbrew jego woli.
    Dla relaksu polecam książkę dobrą książkę, która dotyka tego tematu - Ian McEwan - Amsterdam - https://en.wikipedia.org/wiki/Amsterdam_(novel)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tą sprawą interesuje się od bardzo dawna i znam zagrożenia związane z eutanazją. Oczywiście, że jest sprawa nadużyć. Jest też kwestia tego, że w określonej sytuacji człowiek może mieć dość życia, a tak naprawdę jego sytuacja nie jest beznadziejna. Ale tak naprawdę do tych zagrożeń niepotrzebna jest prawnie zalegalizowana eutanazja.

      Usuń
  4. Czy w ogóle jest coś takiego jak "godna śmierć"? Z jednej strony śmierć jest naturalną koleją rzeczy, z drugiej robimy wszystko, żeby ją odsunąć w czasie. Wszelkie ratowanie życia już jest ingerowaniem w naturę, a przecież nie będziemy nawoływać, żeby z tym skończyć.

    kolewoczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy jest godna śmierć, wiem, że są sytuacje, gdy człowiek z godności jest odarty. Oczywiście to bardzo delikatna kwestia, gdyż godność nie podlega ścisłej definicji i dla każdego oznacza, co innego. Nie uważam też, że eutanazja jest rozwiązaniem dla każdego. Wiem natomiast, że ja chciałabym móc zostawić w tej sprawie wyraźne wytyczne i chciałabym, żeby kiedyś się do nich zastosowane.
      Co do ostatniego zdania to ja jednak jestem za tym, by ratować życie tylko do pewnego momentu. Ja nie uważam sztucznego podtrzymywania funkcji życiowych organizmu za ratowanie życia. Ludzkie życie to coś więcej niż bijące serce.

      Usuń
  5. Kiedy myślę o godnym odchodzeniu mam mętlik w głowie. Racjonalnie myśląc zgadzam się z Tobą, ale moje dotychczasowe doświadczenie z odchodzącymi najbliższymi pokazało mi, że człowiek chce żyć pomimo wszystko.
    Mój tata, chory na raka płuc, powiedział "leżeć i dychać" co znaczyło, że on może leżeć, ale chce żyć. Babcia umierała nie łatwo, bardzo chciała żyć. Ja swoim potomkom zawsze powtarzam, "póki życia, puty nadziei". Nie wiem, nie mam zdania, jak ja bym chciała.
    Życie nauczyło mnie tego, że dopiero kiedy staję w sytuacji, która zmusza mnie do podjęcia decyzji to mogę ją podjąć.
    A co w sytuacji, kiedy nie będę mogła wyrazić woli? Nie wiem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie są proste i jednoznaczne sprawy i z całą pewnością nikt nie ma prawa odbierać drugiemu życia bez jego wyraźnego żądania. Nie można wprowadzić prawa, które określi, kiedy można człowiek przestać ratować. Ja jedynie uważam, że jeśli człowiek tego chce, a szans na poprawę jego życia nie ma żadnych, to powinno się mu ulżyć. Oba te warunki muszą być spełnione. W innym przypadku to zabójstwo.
      Oglądałam ostatnio parę filmów, w których ludzie całkiem sprawni chcieli, by pomóc im w samobójstwie. Też nie mam na myśli takich przypadków, bo to wyręczanie się innymi.

      Usuń
  6. Już kilka razy wypowiadałam się na ten temat, ale jeszcze raz: chciałabym, żeby człowiek mógł samodzielnie podejmować decyzje- dotyczące jego samego- w różnych aspektach swego życia, także w kwestii eutanazji. Nie pojmuję, ze zwierzę ma prawo do dobrej śmierci, człowiek - nie! W każdym razie ja chciałabym takie prawo mieć i nie jest istotne, czy się z tego prawa skorzysta, czy nie- sama świadomość, że mam taką możliwość, jest dużym wsparciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Też chciałabym takie prawo mieć. A tak nawiasem mówiąc to są teorie, które mówią, że człowiek więcej wytrzyma, jeśli wytrzymuje z własnej woli a nie z przymusu.

      Usuń
  7. Chyba nie mam takiej pewności jak Ty Ilenko. To bardzo trudny temat. Mam sprzeczne uczucia.
    Nie chciałabym być podtrzymywana sztucznie przy życiu w sytuacji całkowicie ograniczonej możliwości poruszania się i porozumiewania. Dziś tak myślę w odniesieniu do siebie. Ale chyba w głębi duszy mam odrobinę wątpliwości czy w przyszłości, w innej sytuacji, moje myśli pozostaną takie same.
    Kiedy umierał ktoś bardzo mi bliski, do końca wierzyłam w cud. Na szczęście nie musiałam podejmować żadnych decyzji w kwestii odłączania lub nie od aparatury. I nie wiem czy umiałabym taką decyzję podjąć, nie znając woli odchodzącej osoby.
    Zdarza się, że okoliczności mają duży wpływ na pewne poglądy i to chyba jest jeden z tematów, na które ja nie mam jednoznacznej opinii.
    Na pewno zgadzam się z Tobą, że nie należy skazywać nikogo na cierpienie, bez szans na poprawę i że należy szanować decyzje innych ludzi dotyczące także eutanazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem ze sztucznym podtrzymywaniem życia jest taki, że najprawdopodobniej nie ma już wtedy żadnych myśli. My na tę sytuację nakładamy obrazki takie, że ktoś leży nieruchomy, ale jego głowa sprawnie pracuje. Tymczasem ja mam tu na myśli sytuacje, gdy urządzenia nie wykazują pracy mózgu. Bądź stany terminalne, gdy mózg jakoś tam pracuje, ale zwykle źle, bo jest pod wpływem mnóstwa leków.

      Usuń
  8. Wydaje mi się, że współczesna medycyna zbyt często walczy o przedłużenie życia człowieka, nie dla jego dobra, ale z lęku przed zarzutem zaniechania i konsekwencjami prawnymi. Tylko co to ma wspólnego z humanizmem i humanitaryzmem? Pracując w Niemczech byłam wielokrotnie blisko śmierci, w sytuacjach ekstremalnych, gdy na siłę podłączano starego człowieka nawet nie do aparatury, ale do kroplówek, dla nawodnienia. Widziałam, jak to wprost boli. Wręcz czułam ten ból!
    Dlatego nie chciałabym być poddawana przymusowi życia, właśnie w momencie, gdy moje ciało już praktycznie umarło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był kiedyś film na ten temat. Dwie przyrodnie siostry były w sporze, czy odłączyć ojca, czy nie. Im akurat chodziło o pieniądze. Natomiast ciekawe było, co powiedział w tym filmie pewien stary lekarz. Powiedział, że on nie jest ubezpieczony, bo nie chce, by jego życie zależało od cudzych interesów. Tam dowodzili jak mało się liczy dobro człowieka, a jak bardzo wszelkie inne dobra.

      Usuń
  9. Ciezki temat, z którym czesto sie spotykam. Wiele ludzi ma tzw. testament pacjenta, neiktóre z tych testamentów sa jednak przestarzale, bez sensu, i nie do uzycia. Malo kto wie, ze taki testament warto co jakis czas aktualiziwac, bo przez 5, 10 i 20 lat, wiele moze sie zmienic, takze we wlasnych planach.
    Czesto rodzina mówi, zeby w razie czego, nie reanimowac. Nam tego tak o po prostu, nie wolno zanotowac w widocznym miejscu aktów chorego. I kto nie wie, i sie cos przydarzy, reanimuje. Najczesciej jednak sie pamieta. Czasami po prostu za pózno sie cos tam przyuwazy.
    Sztuczne podtrzymywanie zycia nabralo nowego rozmiaru po tym, jak po rozrusznikach serca nadszedl czas wszczepianych defibrylatorów. O ile rozrusznik potrzebuje impulsu z wezla zat- przeds., to defi niestety juz nie, i "zaskakuje" za kazdym razem, gdy serce staje, niezaleznie, czy z powodu choroby serca, czy innych przyczyn, np smierci z powodu choroby nowotworowej, bo juiz koniec. Mówiac prosto, ta maszyneria nie daje umrzec. 2 lata temu czytalam w popularnym tutaj pismie sercowym caly esej o tej problematyce, bo problem wyszedl na swiatlo dzienne dopiero, jak ludzie z tym sprzetem zaczeli chciec umierac na inne choroby, i nie mogli. Prawidlowa bylaby w takim przypadku eksplantacja urzadzenia... przed czasem. Póki co, dosyc niepopularny zabieg, w przeciwienstwie do implantacji- ze wszystkimi konsekwencjami.

    OdpowiedzUsuń