Jest chyba coś takiego jak pamięć genetyczna. Cała
moja rodzina jest z Żyrardowa i okolic, ja urodziłam się w Żyrardowie, ale
nigdy nie znałam tego miasta. Gdy żyła babcia odwiedzałam ją, ale zawsze
szłyśmy z mamą tą samą trasą i nie miałam pojęcia, co jest parę kroków dalej.
Dziś z Żyrardowem nic mnie nie łączy. Wpadam jednak tu od czasu do czasu. Niby
trochę jak turystka z aparatem, ale jednak z olbrzymią sympatią, nawet do
zaniedbanych i biednych rejonów. Chyba mam to miejsce w genach.
niedziela, 22 kwietnia 2018
poniedziałek, 16 kwietnia 2018
Czy miks społeczny jest możliwy?
Kolejna moja odpowiedź na felieton na gazeta.pl. Tym razem na felieton Grzegorza Sroczyńskiego, którego bardzo cenię, ale z którym się z tej sprawie nie zgadzam.
Na wstępie się przedstawię: jestem dzieckiem z robotniczej rodziny,
które dopiero na studiach (rozpoczęłam je w 1981 r., czyli dawno) uświadomiło
sobie, że reprezentuje niższą klasę. I to bynajmniej nie uświadomiłam sobie tego
boleśnie. Czyli ów peerelowski miks społeczny pozwolił mi beztrosko zdobywać
kolejne poziomy wykształcenia bez najmniejszych kompleksów. Doceniam więc fakt,
że różne grupy społeczne żyją w symbiozie. Tyle że z mojego doceniania nic nie
wynika. Absolutnie nic. Z tego co pisze Grzegorz Sroczyński również nic nie
wynika. Zamykanie się w pewnych grupach społecznych to proces. Miasteczko
Wilanów, które stało się symbolem tego procesu, jest tylko jego skutkiem, a nie
przyczyną. Zlikwidowanie ogrodzeń i budek ochroniarzy niczego nie zmieni. Ja
mieszkam na Grochowie, na starym osiedlu, w starym bloku. Teoretycznie więc
powinnam świetnie orientować, jakie bolączki mają ludzie o innym od mojego statusie
społecznym. Rzeczywiście nieźle się orientuję, ale dzięki rodzicom, ich
znajomym, dalszej rodzinie. Z sąsiadami, jeśli rozmawiam, to o pogodzie bądź
przedłużającym się remoncie. Tak ma obecnie większość ludzi. Dlaczego? Bo jesteśmy
na takim etapie rozwoju, że pękają więzy społeczne. Sąsiad kiedyś był osobą, do
której najpierw biegło się po pomoc w każdej sprawie. Dziś jest osobą, która
zalewa nam mieszkanie lub zakłóca spokój, gdy się chce spać, czyli jest złem
koniecznym. Pisząc te słowa zerknęłam kątem oka do tekstu Kingi Dunin. Są w nim
trzy grupy powodów izolowania się klas, jednym są ci źli sąsiedzi. Nawiasem
mówiąc tęsknota za dobrymi sąsiadami i wiara, że gdzieś są, to utopia. Nie
wierzę, że istnieje osiedle domów wielorodzinnych, na którym współczesnemu
człowiekowi sąsiedzi, w ten czy inny sposób, nie będą przeszkadzali.
Rejonizacja szkół też nie jest w stanie odwrócić tego procesu. Po pierwsze
część bogatszych ludzi pośle dzieci do szkół społecznych lub prywatnych. Po
drugie – co może załatwić rejonizacja w przypadku Miasteczka Wilanów? Jeśli tam
się zamknęła elita (o elicie za chwilę), to w szkole w rejonie będą dzieci
elity. Jeśli zaplącze się tam dziecko bezrobotnego i salowej, to pewnie przeżyje
traumę, która sprawi, że będzie uciekać od jakichkolwiek szkół. Bo jednak w
mojej egalitarnej szkole aż takich różnic między uczniami jak dziś nie było. Zamiast więc walczyć o
rejonizację, lepiej walczyć o kasę na szkoły, co oczywiście jest trudniejsze.
Brutalna prawda jest taka, że żyje nam się za dobrze. Niewiele
nam tak naprawdę zagraża, więc ludzie potrzebni nam są tylko o tyle, o ile
dzielą nasze pasje, poglądy… Przeglądamy się w nich jak w lustrach i cieszymy
się, że jesteśmy tacy fajni. Ten proces zaczął się lata temu, a internet go
przyspieszył. Nie mam bladego pojęcia jak to zmienić. Cieszy mnie, że ludzie
tacy jak Grzegorz Sroczyński, którym to przeszkadza. Obawiam się jednak, że
tacy jak on (i ja) są bez szans. Dokonuje się rewolucja społeczna, a my
jesteśmy w jej środku i możemy jedynie patrzeć.
I na koniec obiecany kawałek o elicie. Błagam, proszę nie iść
tą drogą. Usiłuje nam się wmówić, że klasa średnia to elita, a na dodatek,
wbrew logice, usiłuje się wmówić, że elita to gorszy sort. Klasa średnia nie
jest elitą, a przedstawiciele elity to z założenia ci lepsi a nie ci gorsi. Nie
poddawajmy się propagandowemu bełkotowi i nazywajmy rzeczy ich właściwymi
nazwami.
sobota, 14 kwietnia 2018
Śmieszne czy smutne?
Miejsce: Gocław, Centrum Handlowe Gocław, sklep Empik.
Czas: Sobota wieczór.
Półki, na półkach książki, różne. Kryminały, romanse,
diety, porady dla akwarystów... Ale gdzie jest półka z poezją?
- Przepraszam, czy jest tu w ogóle półka z poezją?
- Jest. Naprzeciwko zdrowej żywności. Tam gdzie humor.
- Przepraszam gdzie co?
- Humor. Bo poezja jest z humorem.
Tak, ta osoba, która zaczęła się śmiać na głos w
sklepie z paroma obcymi osobami, to ja. Ochota do śmiechu była jednak odwrotnie
proporcjonalna do ilości humoru na półce z poezją. Poezja zdecydowanie
przegrała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)