sobota, 31 grudnia 2016

W oczekiwaniu na nowy rok

To był dobry rok.
W nowej pracy się zadomowiłam, nic nie zakłóca mojego spokoju, atmosfera jest świetna, pieniądze mogłyby być lepsze, ale nie ma co wybrzydzać.
Chore kolano zamknęło mi pewne możliwości, ale otworzyło inne. Byłam więc na fantastycznej wycieczce do Rumunii, Mołdawii i Bułgarii. Było naprawdę super.
Przebywa mi leków, które biorę, ale czuję się świetnie. Rodzice starzeją się coraz bardziej, ale najważniejsze jest to, że są.
Obejrzałam kilka fantastycznych filmów, przeczytałam kilka świetnych książek.

Nie wiem, jaki będzie przyszły rok, ale już się nie mogę na niego doczekać.
Mam w planach wycieczkę do Macedonii, Albanii i na Korfu. A może jeszcze gdzieś?
Kupiłam nowy aparat z mega wypasionym zoomem i chcę go sprawdzić w działaniu. Na gwałt potrzebuje więc jakiegoś dobrego wyjazdu. Może już w lutym uda się coś wykroić?
Jest parę premier filmowych, na które czekam.
Wierzę, że wreszcie schudnę i latem będę super extra laską.
W kwietniu znowu przyjdzie do nas wiosna.

Jest tyle naprawdę ważnych spraw. Jak kwitnące magnolie, pływanie w morzu, spacer po parku, gorzka czekolada z chilli, kąpiel z mnóstwem piany, nowa bluzka, przynajmniej dwie fajne wystawy w Muzeum Narodowym, wyjazd do Kazimierza i koniecznie do Krakowa (na lody na Starowiślnej), spotkanie z przyjaciółką, decyzja o zmianie fryzury, prezent dla mamy na dzień Matki...


Życzę Wam, byście w nadchodzącym roku potrafili odróżnić rzeczy ważne od mniej ważnych. Mieli ochotę uśmiechać się do nieznajomych na ulicy. Potrafili dokonywać kolejny odkryć. I by ciasta wychodziły Wam lepiej niż moja tatra kajmakowa na sylwestra - to będzie bardzo łatwe do zrealizowania, bo nie ustawiłam poprzeczki zbyt wysoko.


P.S. Za dużo było ostatnio polityki. Nowy Rok to dobry moment, by coś zmienić. Od jutra nieco zmieniam na blogu. Będzie po nowemu.

piątek, 30 grudnia 2016

Droga, która pójdę...

Gazeta zapytała niedawno: Czy księżom chodzącym "po kolędzie" trzeba dawać kopertę? "Nagonka jest teraz w modzie".
Poprosili o wypowiedzi na ten temat, więc przedstawiłam swoje doświadczenia: 
Marna ze mnie katoliczka, raz przyjmuję księdza po kolędzie, a innym razem nie. Zawsze jednak, gdy przyjmuję księdza, jest tak samo: ksiądz wcale nie wyciąga łapy po kopertę, a czasami trzeba go przekonywać, żeby ją wziął i zawsze (ZAWSZE) ostentacyjnie wkłada kopertę między inne koperty, tak że na bank nie wiadomo, od kogo ta koperta jest. Tak jest na warszawskim Grochowie. 

Komentarze są oceniane na plus albo na minus. Mnie oceniono czternaście razy, głównie na minus. - - No i dostałaś minusy za wypowiedź niezgodną z linią ideologiczną forumowców :-) - napisał do mnie jeden z dyskutantów. Obawiam się, że miał rację. Trzeba było napisać o pazerności księży, a plusów by przybyło.

Napisałam kilka dni temu, że może i zdążamy w dobrym kierunku, ale droga raczej na pewno jest zła. Dziś muszę coś do tego dopisać. Otóż niestety większość ludzi nie dostrzega wielości dróg. To nie jest tak, że wydeptany szlak jest jedynym dobrym.
Zresztą co ja tam wiem. Wezwałam więc kogoś do pomocy. Roberta Frosta. A on ma do powiedzenia:
Dwie drogi w żółtym lesie szły w dwie różne strony:
Żałując, że się nie da jechać dwiema naraz
I być jednym podróżnym, stałem, zapatrzony
W głąb pierwszej z dróg, aż po jej zakręt oddalony,
Gdzie wzrok niknął w gęstych krzakach i konarach;

Potem ruszyłem drugą z nich, nie mniej ciekawą,
Może wartą wyboru z tej jednej przyczyny,
Że, rzadziej używana, zarastała trawą;
A jednak mogłem skręcić tak w lewo, jak w prawo:
Tu i tam takie same były koleiny,

Pełne liści, na których w tej porannej porze
Nie znaczyły się jeszcze śladów czarne smugi.
Och, wiedziałem: choć pierwszą na później odłożę,
Drogi nas w inne drogi prowadzą — i może
Nie zjawię się w tym samym miejscu po raz drugi.

Po wielu latach, z twarzą przez zmarszczki zoraną,
Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem:
Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi: pojechałem tą mniej uczęszczaną —
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem.

Nie ograniczajmy się do tych uczęszczanych dróg. Może i są bezpieczne, a to na tych nieuczęszczanych czeka na nas nieznane. Warto czasem zrezygnować ze schematu.

I jeszcze jedno. Frost wybrał drogę mnie uczęszczaną. Po nim jednak przyszedł ktoś, kto wybrał trzecią drogę. Swoją drogą. 

środa, 28 grudnia 2016

Chyba trochę pobłądzilismy

Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.

* 12 grudnia 2015 r. odbył się pierwszy marsz KOD w obronie Trybunału Konstytucyjnego. Przez kolejne miesiące organizowane były kolejne marsze i demonstracje. Nie tylko w Warszawie, ale w całym kraju.

* Od ponad roku w mediach społecznościowych gromadzą się ludzie, którzy są przeciwnikami poczynań rządu. Nie mam bladego pojęcia, ile grup antypisowskich działa na Facebooku, ale na pewno wiele.

* Unia Europejska zbiera się, ocenia, grozi Polsce palcem.

* Polskie środowisko sędziowskie jest zgodne - PiS regularnie łamie prawo.

* W oświacie zapanował chaos.

* Rośnie zadłużenie Polski. Media od dawna biją na alarm, że grozi nam krach.

* Polacy, którzy nie popierają rządów PiS wyzywani są od najgorszych.

* Nie wiem, czy jest w tym kraju jeszcze jakieś stanowisko, które nie zostało obsadzone przez Krewnego i Znajomego PiS, zwykle Krewnego i Znajomego bez jakichkolwiek kompetencji.

* PiS usuwa media z Sejmu.

To tak naprawdę tylko ułamek tego, co od roku dzieje się w Polsce. A co na to Polacy?

21 grudnia 2016 r. Sondaż wyborczy IPSOS:
PiS - 35 proc. 
PO - 21 proc.
.N - 20 proc.

22 grudnia 2016 r. Sondaż wyborczy MillwardBrown:
PiS - 35 proc.
.N - 24 proc.
PO - 15 proc.

22 grudnia 2016 r. Sondaż wyborczy CBOS:
PiS - 35 proc. 
PO - 19 proc.
.N - 18 proc.

Wnioski? Poparcie dla PiS nie zmienia się. Żadna demonstracja tego nie zmieniła! Żadne wytknięcie łamania prawa tego nie zmieniło! Opinia szefów Unii Europejskiej tego nie zmieniła!
Dlaczego? Na Boga! Dlaczego?
To dramatyczne pytanie przeciwnicy PiS zadają sobie praktycznie od dnia wyborów parlamentarnych.

Proponuję eksperyment. Weźcie karteczkę i wypiszcie, jakie portale odwiedziliście w ciągu ostatniego tygodnia i jakie informacyjne programy telewizyjne oglądaliście w tym czasie. Poproście o to samo Waszych znajomych. Założę się, że u większości z Was nie będzie portali prawicowych i telewizji propisowskich. Dlaczego? Bo nie odpowiada nam ich wizja świata, a poza tym oni kłamią. No to teraz wyobraźcie sobie, że zwolennicy PiS mówią to samo o naszych mediach. Oni po prostu żyją w innym świecie niż my. Nie w tym, w którym PiS łamie prawo, a w tym, w którym PiS walczy z zachłannymi elitami i walczy o to, by raz zdobytej władzy już nigdy nie oddać. I im bardziej my protestujemy, tym bardziej oni w to wierzą. Jeśli Jarosław Kaczyński mówi o puczu, to w jego świecie to jest oczywiste. I co z tego, że my pukamy się w czoła. Naszego pukania oni nie widzą.
Inna sprawa to wiara w to, że Polaków interesuje polityka. Większości nie interesuje. Trzeba dziecka dopilnować, zrobić zakupy, zająć się chorymi rodzicami, poszukać nowej pracy... Jest tyle spraw ważniejszych. A jeśli ludzie się ie interesują, to nie wiedzą. I wracamy do punktu wyjścia.
Może więc najwyższy czas zdać sobie sprawę, że idziemy złą drogą? Nawet jeśli nasz kompas pokazuje, że kierunek dobry…




wtorek, 27 grudnia 2016

Houston, mamy problem!

Na mojej stronie sceny (a raczej widowni) politycznej nadal w modzie są pytania:

- Czy ktoś umiałby mi przystępnie wyjaśnić czemu Andrzej Duda ma wciąż tak wysokie poparcie?

- Czy naprawdę zwolennicy PiS jeszcze wierzą w dobrą zmianę?

- Czemu ten lud jest taki ciemny, że nie widzi, co robi Kaczyński?

Praktycznie nie ma dnia, żeby ktoś się nie zastanawiał na tą kwestią.

No i oczywiście jeszcze jedno:

- Co z tymi Polakami się stało? Czemu ludzie wciąż popierają PiS?

Na to ostatnie mam odpowiedź, która pewnie nie wszystkim się spodoba. Otóż skoro o to pytacie, to znaczy, że oni wciąż muszą popierać PiS.
Polskim problemem jest to, że nie jesteśmy uczeni tolerancji dla innych ludzi, poglądów, działań. Uważamy się za pępki świata i to co nasze jest jedynie słuszne. Ile jednak świat może mieć pępków. 38 milionów? Trochę dużo!
Jeśli dzisiejsza opozycja nie zrozumie, że PiS poparli nie tylko ludzie ciemni umysłowo, że ludzie popierający PiS to niekoniecznie zwolennicy Kaczyńskiego, a także tego, że naprawdę nie cała Polska śledzi z zapartym tchem na TVN 24 poczynania polityków*, to możemy długo z tego shitu nie wyjść. A może i wpaść w jeszcze większy, bo początek roku nie wygląda optymistycznie.

Wcielę się na moment w adwokata diabła:

- Przy wzbogacaniu się kraju i jednoczesnym starzeniu się społeczeństwa i problemach ZUS wsparcie dla rodzin wielodzietnych było konieczne. Szkoda, że nie zrobiła tego partia, która zna się na ekonomii. Ale większość społeczeństwa też się nie zna, więc póki co to działa. Nawet w przypadku nie tak ciemnego ludu.

- Podniesienie wieku emerytalnego PO i satelici z uporem lepszej sprawy przedstawiają jako możliwość wyższych emerytur i cały czas mówią o wydłużeniu lat pracy. Ponad połowa 55+ w Polsce nie pracuje i nie ma szansy na pracę! Ludzie maja więc w nosie wysokość emerytury, bo chcą jakiejkolwiek w sytuacji, gdy już im nie przysługuje zasiłek dla bezrobotnych. Nie chodzi wiec o wiek emerytalny a o możliwość pracy. Nikt o tym nie mówi!

- W moim środowisku zawodowym etat to luksus. Ja pracuję bodaj w ostatniej dużej firmie, która zatrudnia na etaty. Znam więc problem. Ludzie mają na głowach kredyty, których wartość przekracza wartość mieszkania, więc nawet ruszyć w Polskę za praca nie mogą. Pracują zaś na śmieciówkach i przez to żyją w ciągłym stresie, bo ich sytuacja jest jak domek z kart. Trudno się dziwić, że są sfrustrowani. Poprzedni rząd nic dla nich nie zrobił, więc postanowili zamieszać w tym kotle. Nie popieram, ale rozumiem.

Wśród zwolenników PiS są wyznawcy religii smoleńskiej. Na nich nie ma siły, bo z wiarą się z definicji nie dyskutuje. Wśród zwolenników PiS są gorliwi katolicy. Na nich też nie ma siły. Wśród zwolenników PiS jest mnóstwo normalnych ludzi. Obawiam się, że ich przegrywamy. Od roku umacniamy ich w ich wyborze. Bo tak naprawdę sytuacja nabrała takiego tempa, język debaty tak się zradykalizował, że oni nie mieli szansy na spokojną zmianę poglądów.

Czemu ja w ogóle o tym piszę? Bo od jakiegoś czasu mam wrażenie, że najgorszym dla Polski jest podział narodu. Tak winę za to ponosi Jarosław Kaczyński, ale my mu ulegamy. A podział narodu to klęska nas wszystkich. To brak szansy na wygraną. I to przez którakolwiek stronę sporu.
Dziś Jarosław Kaczyński powiedział, że w Polsce miała miejsce próba puczu. Ja pomijam całkowity bezsens użycia tego akurat słowa. Nie uważam, że mu się wymsknęło. Uważam, że mobilizuje w ten sposób siły, by zwolennicy PiS bronili rządu, na który szykowany jest zamach. I znów spróbujmy przejść na druga stronę sporu. O co opozycji chodzi? Przecież tak czy siak PiS budżet przegłosuje. A czy zgodnie z prawem, czy nie zgodnie? Nieważne, ważne są skutki. A skoro skutki są z góry znane, to opozycja protestując ma jakiś ukryty cel. Pucz rzeczywiście może być tym celem.
W najbliższą sobotę wieczorem pod Sejmem mają zebrać się zwolennicy usunięcia flag UE z Sejmu. W tym czasie nadal protestować będzie opozycja.
Na bodaj 7 stycznia zapowiadana jest demonstracja poparcia dla rządu...

Może coś z historii:
marzec 1968 r. - na protestujących studentów nasłano bojówki robotnicze.
grudzień 1970 r. - zaczęły się protesty robotników, a inteligencja jedynie się obojętnie przyglądała, pamiętając marzec 1968 r.
czerwiec 1976 r. - protestowali robotnicy. Potem inteligenci postanowili pomóc prześladowanym. Powstał KOR.
sierpień 1980 r. - robotnicy i inteligenci ramie w ramię ruszyli do walki o wolność.
12 (słownie: dwanaście) lat zajęło nam ponowne zjednoczenie się.
Nie jestem taka mądra, żeby powiedzieć, co powinniśmy teraz zrobić. Ale czuję, że mamy problem. Wielki problem.

No dobra. Pieprzyć to. Nie rozwiążemy wszystkich problemów świata. Klasyk mówił (śpiewał): A co cierpiących ludzi może uratować? Jedynie sztuka, tylko sztuka, wierzcie w nią...
Oto moje ostatnie odkrycie muzyczne. Dopóki możemy dokonywać takich odkryć, dopóty jesteśmy.


*tak naprawdę zainteresowanie większości Polaków polityką jest mniej wiecej takie jak Wasze moim blogiem w okresie okołoświątecznym:)))

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Na końcówce świąt

Święta Bożego Narodzenia to tradycyjnie okres radości. Święta Wielkiej Nocy to tradycyjnie okres refleksji. Bóg się rodzi. Bóg umiera. Trochę w tym roku z tą radością nie wyszło. A z refleksją pewnie tak jak zawsze.
Podsumujmy. Zaczęło się jak się zaczęło. Zamiast biegać za choinkami ludzie zastanawiali się, czy posłowie protestujący w Sejmie zostaną stamtąd usunięci siłą, czy protest pod Sejmem zostanie spacyfikowany?
W Wigilię o godz. 19, czyli o godzinie o której w większości domów łamano się opłatkiem, w "Salonie Politycznym" TVP Info dyskutowano nie o Jezusku a o opozycji. Że jest taka zła.
Potem dotarła fala śmierci. Chór Aleksandrowa, prof. Maria Łopatkowa, George Michael.
Teraz na FB przekazywana jest informacja o Marszu Poparcia rządu Beaty Szydło odbędzie się 7 stycznia.
Przez kraj ma lada moment przejść orkan "Barbara".
A święta jeszcze nie minęły... 
Już chyba można powiedzieć, że tekst kolędy "Dzisiaj w Betlejem" w tym roku był wyjątkowo nietrafiony. Szczerze mówiąc nie usłyszałam ani jednej dobrej nowiny ani jednej. Nawet fakt narodzin syna bożego został przykryty przez co najmniej kilkanaście innych informacji. Niekoniecznie tych ostatecznych.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że daliśmy się wkręcić w polityczno-informacyjne reality-show i teraz funkcjonujemy pod dyktando mediów. Problem w tym, że tego telewizora nie da się wyłączyć.

Większość z nas wojnę zna tylko z filmów, nikt w kraju nie zna głodu, najbiedniejsi ludzie korzystają z rzeczy, o jakich bogaci Polacy sprzed 50 lat nie mogliby marzyć. A jednak jest nam tak źle, że nawet święta nie są w stanie sprawić, że poczujemy się lepiej. Może więc na to wszystko zasłużyliśmy?




niedziela, 25 grudnia 2016

Żal...

Z Chóru Aleksandrowa przeżyły zaledwie trzy osoby. Te które nie leciały do Syrii na noworoczny koncert dla żołnierzy.
До свидания мальчики!


piątek, 23 grudnia 2016

Bóg się rodzi...


Bóg się rodzi. Rodzi się przyszłość.
Bóg się rodzi. Rodzi się nadzieja. 
Bóg się rodzi. Rodzi się zastanowienie.
Bóg się rodzi. Rodzimy się my.
Bóg się rodzi...
 I tak co roku.

Życzę Wam byście nie zapominali, 
że tak naprawdę żyjemy w dobrych czasach.
Ci co przed nami nie mieli tyle szczęścia co my.
Ceńmy to! 
Ceńmy wszystko, co mamy! 
Cieszmy się każdą chwilą 
i nie dajmy sobie tej radości odebrać.
No i zdrowia Wam życzę. 



czwartek, 22 grudnia 2016

Powiedz mi coś miłego...

Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta... 
- Powiedz mi coś miłego. 
- Co?
- Powiedz mi, że czeka nas dużo dobrego, że wkrótce zacznie się rok, który będzie lepszy od tego, który mija.
- A jeśli nie mogę ci tego powiedzieć?
- To nic nie mów. To w takim razie powiedz mi coś o nadziei. Bo nadzieja góry przenosi. 
- Mogę powiedzieć, ale to chyba będzie mijało się z prawda. 
- To nie chcę tego słuchać. Wolę więc o ludzkiej mądrości.
- To może jednak trochę pomilczmy.
- To może pomilczmy.



wtorek, 20 grudnia 2016

Jaki jest koń każdy widzi?

Zacznijmy od koncertu życzeń. Andrzejowi Dudzie dedykuję kawałek Macieja Maleńczuka, który już nie koczuje pod Wawelem. Może więc zaśpiewać dla człowieka, który znów zarwie kilka nocy czekając na kwity, które przywiozą mu z Nowogrodzkiej do podpisu.


Jaki jest koń każdy widzi. Najwyraźniej jednak nie każdy wyciąga z tego odpowiednie wnioski. Tomasz Lis oznajmił na Twitterze*, że 19 grudnia tego roku skończyła się w Polsce demokracja. I jak można zareagować na takie oświadczenie poważnego ponoć dziennikarza? Panie Tomku, ona już dawno weszła w stan śmierci klinicznej i od dawna próbujemy ja reanimować, ale marnie nam idzie. Obawiam się, że gdzieś pół roku temu skubana pobiegła w stronę światełka w tunelu, i jeśli teraz wykazuje oznaki życia to raczej jako zombie, a nie jako samodzielny byt.
Borys Budka również na Twitterze napisał: 8 sędziów #TK odmówiło udziału w nielegalnym Zgromadzeniu Ogólnym. Jeżeli prezydent mimo tego powoła prezesa, kolejny raz złamie Konstytucję. No i jak na to zareagować? Umówmy się, że wydarzeniem byłoby jeśli Andrzej Duda postąpi zgodnie z prawem i nie złamie Konstytucji. Oczywiście wszyscy wiemy, że nie będzie, bo tradycja rzecz święta.
Od kilku dni szeroko rozumiana opozycja prześciga się, żeby wytknąć kolejne paragrafy prawa złamane przez PiS. Ludzie! Nie oglądaliście żadnego westernu? Ani jednego? A Prezes oglądał i postanowił zrobić nam tu Dziki Zachód. Jakie, kurwa, prawo? Rządzi ten, kto ma spluwę. Na ten moment spluwę ma PiS. I tyle w temacie prawa.



Mam niejasne wrażenie, że niektórzy przeciwnicy PiS zamierzają wpisać się w piękną polską tradycję ruszania do walki, o której wszyscy z góry wiedzą, że jest przegrana. Rok. Co najmniej rok musimy jeszcze poczekać, że mieć jakiekolwiek szanse. Dziś możemy pokrzyczeć, pomachać chorągiewkami i tyle. I nie ma tu najmniejszego znaczenia, że na marszach KOD jest więcej ludzi niż na prorządowych spędach. Celem naszej walki są wcześniejsze wybory. I niestety, na dziś sytuacja jest taka, że możemy je koncertowo przerżnąć, a Kaczyński może zdobyć tyle głosów, że zmieni Konstytucję. I co wtedy? Tak więc może nie pchajmy się na minę, którą nam podłożono? Niecierpliwym dedykuję Piosenkę Frontowego Szofera, który dojechał, gdzie dojechać miał. Czego nam wszystkim życzę.



*Tak, tak, kochani. Jestem na Twitterze. Do tego doszło:)))

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Oddajcie sygnał!

Cała Polska szuka sygnału TVP. Prawdopodobnie ukradli go Amerykanie. Źródła jednak milczą, czy to ostańce po Obamie, czy awangarda Trumpa. Może jednak sygnał nadal jest w Polsce. Ktoś bowiem widział go u Michnika. Ponoć trzyma go w pudełkach na buty. Problem jednak w tym, że jeśli to Michnik zabrał sygnał, to raczej go nie odda.

                                  *************************
Nie cichną spekulacje na temat tego, co się działo w piątek w nocy w Sali Kolumnowej nim ta sala stała się salą posiedzeń. Zza zamkniętych drzwi dobiegały głosy kolędujące. Wydaje się jednak, że nie o kolędy chodziło. Istnieje podejrzenie, że posłowie PiS uczyli się wymawiać bez błędu słowa: ustawa dezubekizacyjna, które teraz pięknie odmieniają przez wszystkie przypadki.

                                  *************************
Demokracja w Polsce ma się dobrze. I dobrze będzie się miała. A gdyby jakiś warchoł chciał na demokrację rękę podnieść... No może poleciałam, ale ja jestem z Ursusa i od 1976 r. rosnę i tyję z piętnem warchoła, więc skojarzenia mam proste. Gdy szef "Solidarności" obiecuje, że przyśle robotników, żeby bronili demokracji przez opozycyjną hołotą, to też mi się to kojarzy. I mam tylko jedną prośbę. Kochany PiSie, wymysł, kurwa coś nowego! Bo za chwilę w całej Polsce będą "Dziady". Dziady?

                                  *************************
W ramach zażegnania konfliktu z mediami w imieniu marszałka Sejmu z dziennikarzami spotkał się marszałek Senatu. Sporo obiecał, ale nic z tych obietnic nie wynika i media nadal nie są mile widziane w Sejmie. Najwyraźniej poseł Kaczyński odsypia nerwową wizytę w Krakowie i nie mógł przekazać żadnemu z marszałków, jakie jest ich stanowisko w tej sprawie.

                                  *************************
A jeśli jesteśmy przy Krakowie... W zimny wieczór sprawić, że paru Krakusów opuściło ciepły bar, zostawiło niedopite piwo i skończyło w pół słowa rozmowę o rzeczach ważnych i niezrozumiałych. Szacun! Tylko prawdziwi twardziele mogli tego dokonać.

                                  *************************
Grudzień to nie jest dobry dla Polski miesiąc. Wszystko co najgorsze dzieje się w grudniu. Mam więc pomysł. Może zlikwidujmy grudzień. Dorzucić po dwa dni do pozostałych miesięcy i może jakoś nam ujdzie to na sucho.

                                  *************************
A teraz serio. Czym to się wszystko skończy. Pewnie niczym. Jak to w Polsce. Dużo szumu, sporo nerwów, a potem wielka cisza. Aż do następnego razu. Poza tym nie chcę nikogo martwić, ale jeśli ktoś się zastanawia, gdzie był suweren w miniony weekend, to spieszę z informacją - w sklepach. 

I jeszcze jedno. Niedawno była na blogach dyskusja i sporo osób twierdziło, że należy wprowadzić kadencyjność posłów. Słucham ostatnio posłów i zadziwia mnie nieznajomość Regulaminu Sejmu przez posłów, którzy teraz zaczynają karierę poselską. Ja już te regulamin w odpowiednich punktach znam - art. 172 Jawność posiedzeń Sejmu, art. 175 Obowiązki i uprawnienia Marszałka Sejmu w toku obrad. Rzut oka w regulamin i wszystko jest jasne. Z jakiegoś jednak powodu posłowie-debiutanci uważają, że Marszałek może wszystko. Otóż nie może. 

W kąciku muzycznym piosenka z nutką optymizmu.










sobota, 17 grudnia 2016

Nocka

Oto twarz wczorajszej nocy:


Ciężka była ta noc. Dla mnie ciężka psychicznie, bo jedynie przed telewizorem. Jestem z protestującymi jedynie duchem. Myślałam przez moment, żeby iść dziś pod Pałac Prezydencki w południe, ale rozsądek wziął górę, bo nadal nie jestem zdrowa.
Chciałabym podsumować wydarzenie ostatnich 24 godzin, ale nie potrafię, bo nie wiem, dokąd to zmierza. Przyznam, że nie wiem też, jaki jest plan gry w Sejmie, bo nie wiem, czy posłowie zamierzają w najbliższym czasie na Wiejską wrócić. Posiedzenie się zakończyło. Kiedy następne? To zasadnicze pytanie, bo jeśli ktoś coś chce blokować, to musi wiedzieć co, po co i kiedy.
Przykre w tym wszystkim jest to, że to takie niezwykle polskie. Bo w zasadzie nic się nie stało. Tak naprawdę do protestów doszło przez pomyłkę. Przez pomyłkę marszałka-koszałka Kuchcińskiego. Wykluczył z obrad posła, który nic nie zrobił. A potem marszałek-koszałek trwał przy swoim, choć miał kilka okazji, by wycofać się z głupiej decyzji. No a potem poszło. 

Trzeba też brać pod uwagę wariant taki, że to jednak prowokacja PiS. Że szukano pretekstu, by wywołać zadymę w Sejmie. Odnotowuję to z kronikarskiego obowiązku. W aż tak diaboliczne myślenie nie wierzę. To są tchórzliwe karły, a nie giganty strategii.

Kilka godzin wystarczyło, że mamy wojenkę na kilku frontach i w zasadzie trudno to ogarnąć.

- Drastyczne ograniczenie wolności mediów w kwestii informowania o tym, co dzieje się w Sejmie, a więc w miejscu, do którego suweren wysłał swoich umyślnych. Teraz nie może tych umyślnych kontrolować.

- Bezprawne wykluczenie wybranego przez suwerena posła z ważnych obrad Sejmu. Pies ganiał tego posła, ale to co się stało oznacza, że można wykluczyć tak naprawdę każdą ilość niewygodnych posłów. Gdyby ktoś nie pamiętał, to przypominam, że rząd Hanny Suchockiej upadł przez nieobecność jednego posła, który w czasie głosowania był w toalecie.

- Mamy najważniejszą ustawę, czyli budżetową, uchwaloną w sposób ocierający się o kryminał. Oznacza to mniej więcej tyle, że sąd może to uchylić, a jeśli uchyli to wtedy, gdy to będzie naprawdę zabawne, bo miliardy już rozpoczną swoją coroczną wędrówkę. Jeżeli podejrzenia nasze i opozycji są słuszne, a więc, że doszło do kantów, to tak naprawdę te dwieście parę osób powinno iść siedzieć. 

To oczywiście jedna strona sporu. Prawica ma swoją wersję wydarzeń. Zdaniem Mariusza Błaszczaka była to "próba drugiej nocnej zmiany". Publicysta Michał Karnowski twierdzi, że opozycja ma swój Hamas. Zaś Rafał Ziemkiewicz podśmiewał się wczoraj w TVP Info, że mamy Dzień Świra.

Końca tego na razie nie widać. Czy właśnie naród tupnął nogą? Czy ziemia od tego zadrżała?

Piosenka na dziś to niezawodny Kaczmarski:



piątek, 16 grudnia 2016

Idzie burza

Zaczynamy muzycznie:


Nie ma siły, to wszystko pierdolnie jak amen w pacierzu. Nie mam bladego pojęcia, jak my się pozbieramy, gdy już się wszystko uspokoi. I czy w ogóle się pozbieramy.
Co do aktualności, to podobno dziś jest protest mediów, który polega na tym, że media nie pokazują polityków. Zdaje się, że politykom udało się do mediów dostać od tyłu, bo sporo ich widzę i w telewizorze, i w komputerze...

środa, 14 grudnia 2016

Wesołych Świąt, dobrzy chrześcijanie!

Dopiero co dyskutowaliśmy o rzezi wołyńskiej. Brutalność niektórych scen w filmie "Wołyń" porażała. A przecież była to tylko część prawdy.
Każdego roku obchodzimy dzień wybuchu powstania warszawskiego. Ludzie wspominali, że w czasie rzezi Woli, kiedy jednego dnia zamordowano wiele tysięcy ludzi, krew płynęła ulicami. - Ci Azjaci w mundurach niemieckich, to byli ludzie zdeprawowani doszczętnie. Zabijali kobiety, dzieci, starców, strzelali, rabowali - wspominał to jeden z powstańców.
Dziś rzeź dokonuje się w Aleppo. Strzela się do każdego, do kobiet, do dzieci. - Tam człowieczeństwo przestało istnieć - powiedział przedstawiciel ONZ.
Moja chata skraja? Polska nie przyjęła ani jednego uchodźcy. Ani jednego. Nie wiem jak ludzie, którzy o tym decydowali, będą mogli usiąść do wigilijnego stołu z czystymi sumieniami. Komu wystarczy tupetu, by postawić na stole puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca?
To co się dzieje w Aleppo to tak naprawdę zbrodnia, której dokonuje cały świat. I tylko szkoda, że cierpią głównie ci którzy nic do spraw świata nie mają, którzy po prostu chcieliby żyć. To naprawdę aż tak wiele?



wtorek, 13 grudnia 2016

13 grudnia

10 grudnia 1981 r, czwartek.
Zakończyliśmy strajk studencki. A raczej zawiesiliśmy. Bo nas o to poprosił rektor Samsonowicz, nasz rektor. Do dziś się zastanawiam, czy coś wiedział, przypuszczał? 
13 grudnia 1981 r., niedziela
Spałam, gdy mama wróciła z kościoła. Była zapłakana i twierdziła, że mamy wojnę. Chyba nawet się nie zdziwiłam. Potem z telewizji dowiedziałam się, o co chodzi. Stan wojenny. Tego akurat wszyscy się spodziewaliśmy. Tyle że nie wojennego a wyjątkowego.
14 grudnia 1981 r. poniedziałek
Spotkałam się z Tomkiem, który wybierał się do Warszawy. Poprosiłam go, żeby podjechał pod Uniwersytet i zostawił tam wiadomość dla mojego chłopaka. Bałam się o niego, bo był przewodniczącym wydziałowego komitetu strajkowego, a nie wiedziałam jak głęboko sięgali przy internowaniu. Okazało się, że nie aż tak głęboko.
15 grudnia 1981 r, wtorek
Spotkałam się z Jackiem...
13 grudnia 2016 r.
Pamiętam bardzo wiele z tamtych dni. Nie pamiętam jednego. I choćbym nie wiem jak wytężała pamięć nie mogę sobie przypomnieć. Skąd my wiedzieliśmy? O internowanych? O tym jak się ze sobą kontaktować? W ogóle o tym, co się dzieje?
Może pomagało, że byliśmy  wszyscy razem? Naprawdę wszyscy. Jedni się się wtedy bali, inni coś robili, ale stanowiliśmy jedność. Ot choćby te życzenia świąteczne. Spokojnych świąt. Każdy każdemu to mówił i wszystko było jasne. Nikt nie poprzedzał tych życzeń słowami: nie wiem, jakie są twoje przekonania polityczne, ale chcę ci życzyć... Przekonania mieliśmy podobne, nawet jeśli się bardzo różniliśmy.
Czytam dziś czasami wspomnienia dzieci z tamtego okresu o pełnych nienawiści żołnierzach, którzy byli wszędzie, legitymowali, straszyli... Tych żołnierzy też nie pamiętam. Pamiętam zmarzniętych i przestraszonych chłopców w moim wieku. Nie czuliśmy do nich nienawiści. Nie wiem jak było w Polsce, ale w Warszawie podziemie apelowało, żeby pomagać tym chłopakom, dawać im ciepłe napoje, bo oni byli ofiarami tak jak my wszyscy. To nie byli najemnicy, to dzieciaki, które w sporej części przetrzymano dłużej w wojsku, wtedy obowiązkowym. Wtedy wrogiem było ZOMO, była milicja.
Dziś w rocznicę stanu wojennego ma być w Warszawie kilka demonstracji. KOD demonstruje, PiS demonstruje. Obawiam się, że może być gorąco. A ja mam grypę i L-4. Idą za mnie moje koleżanki.



piątek, 9 grudnia 2016

Zadowolone z siebie niedorajdy

Słucham właśnie powieści "Cudze dziecko". Nie chcę jej oceniać, bo zdecydowanie za wcześnie. Jednak ta powieść już wywołała u mnie pewną refleksję.
W skrócie: Kobieta i mężczyzna zostają uwięzieni we własnym domu, a ich dziecko porwano. Zabrano im telefony. Kobieta przypomina sobie jednak, że ma gdzieś wepchnięty zapomniany telefon na kartę. Znajduje go, przypomina sobie numer znajomego sprzed lat, który może pomóc, i dzwoni do niego...
Wracamy do rzeczywistości. Kto z Was w takiej sytuacji byłby w stanie zadzwonić do kogokolwiek znajomego? Ja znam tylko jeden numer - alarmowy! I tyle! Ponieważ moja praca wymaga ode mnie znajomości numerów do różnych osób, mam więc notes z telefonami - na wszelki wypadek muszę mieć kopię na papierze. Mam tam jednak głównie kontakty zawodowe.
Prawdę mówiąc, gdybym znalazła się w sytuacji takiej jak bohaterowie wspomnianej powieści, byłabym bezradna. Myślę, że nie tylko ja. Myślę też, że chyba nasze wygodnictwo nieco za bardzo uzależniło nas od maszyn.
Pamiętam inną powieść - amerykańską, co jest istotne w tej sprawie - w której bohaterka znalazła się w wiejskiej chacie i omal nie umarła z głodu, bo nie było tam elektrycznego otwieracza do puszek. Ufff! Puszkom potrafię dać radę, ale obawiam się, że młodsze pokolenie już tak sprytne nie jest, bo kto w ciągu ostatnich kilku lat, w ogóle korzystał z otwieracza? Jakiegokolwiek! Puszki dziś otwiera się pociągając za dzyndzelek.
Coraz więcej osób traci zdolność pisania ręcznego. Długopisy i ołówki służą do składania podpisów. Czyli własne nazwisko (najczęściej nabazgrane a nie napisane) jest jedynym słowem przez nas pisanym. 
O liczeniu nawet nie chce mi się wspominać, bo w kraju, którego obywatele w porażającym procencie są dumni z tego, że nigdy nie mieli głów do matematyki, liczenie nigdy nie było w modzie. Myślę, że już w latach 80. zdaliśmy się w tej sprawie na kalkulatory, uznając, że ekspedientkom za to płacą, to niech ekspedientki liczą. Dziś już i ekspedientki nie muszą umieć liczyć, bo kasy liczą za nie.
Posiadacze co lepszych samochodów już nie muszą umieć parkować, bo samochody parkują się same. Map czytać nie musimy, bo GPS... 
Te wszystkie ułatwienia są super i sprawiają, że łatwo nam się żyje. Wystarczy jednak bardzo niewiele, żeby okazało się, że jesteśmy największymi niedorajdami w historii świata.

Może dzisiejszy dzień nie jest najfajniejszym dniem roku, może zimno, mokro i byle jako. Jednak ten dzień jest wyjątkowy i należy mu się szczególna oprawa:


wtorek, 6 grudnia 2016

Tylko bez nazwisk!

Dopiero co była uroczystość nadania jednemu z warszawskich skwerów imienia Władysława Bartoszewskiego, a już jakiś wandal zniszczył tablicę z nazwą skweru. Myślę, że nie okażę się jakąś wybitną intuicją, jeśli uznam, że zrobił to człowiek, któremu nie po drodze z powiedzeniem Bartoszewskiego, że warto być przyzwoitym. Mam jednak wrażenie, że tym, co będzie dalej jednak Was zaskoczę.
Otóż jestem przeciw nazywaniu skweru imieniem profesora Bartoszewskiego. Ulicy i placu również. Z tym że nie mam nic do śp. profesora. Zacny był i zasłużony. Ja jednak jestem przeciw nazywaniu ulic czyimkolwiek imieniem. Ludzie! Nie w tym kraju! Część z Was może tego nie rozumie, ale ja jestem z Ursusa i zbyt boleśnie odczułam, z czym to się wiąże.
Najpierw przyłączyli nas do Warszawy i trzeba było zmienić nazwy powtarzające się. Potem był karnawał "Solidarności" i ulice co bardziej zatwardziałych komunistów przemianowano na ulice komunistów umiarkowanych. Potem był rok 1989 i umiarkowani komuniści musieli odejść...
Z życia wzięte: W latach 90. już od dawna nie mieszkałam w Ursusie, ale byłam u rodziców zameldowana. Traf chciał, że miałam coś załatwić w urzędzie gminy. Pojechałam do miejsca, gdzie ten urząd był w czasach mojej młodości i okazało się, że już go tam nie ma. Spojrzałam w kwity i sprawdziłam adres. Gdzie to jest? W rozpaczy dorwałam jakiegoś przechodnia i zapytałam. Ten zaczął tłumaczyć, posługując się niestety nazwami ulic, zamiast pokazać ręką kierunek. On tłumaczył, a mnie oświeciło. - To w dawnym hotelu robotniczym? - zapytałam. Pan potwierdził. Urząd był na tej samej ulicy co moja szkoła - podstawówka i ogólniak.  Dodam, że obecnie orientuję się w Ursusie po charakterystycznych punktach (kościół, szkoła, dawne technikum, staw...), a nazw ulic nie znam!
To jest właśnie efekt nadawania imion ulicom w chorym kraju. I to najwyraźniej chorym nieuleczalnie.
Akacjowa, Cisowa, Spalinowa, Pistacjowa, Żab Rechoczących, Śpiących Kotów, Niebieska, Zielona, Kratkowana, W Kropki, Gąski Balbinki, Bolka i Lolka, Fiata, Syrenki, Karasiowa, Mchem Pokryta, Pokrzywowa, Aptekarska, Garncarska, Kawowa, Herbaciana, Dzienna, Nocna, Księżycowa, Słoneczna, Szemrzącego Potoku, Wiatru w Zaułku, Uczonych, Analfabetów. 
Każda, naprawdę każda nazwa jest dobra, byle tylko nie było to czyjeś imię. Lada moment znów w Warszawie zmienią parę nazw. Ponoć ulica Jana Szymczaka (nie mam pojęcia kim był) zostanie zastąpiona ulicą Tadeusza Łomnickiego, moim zdaniem najgenialniejszego z genialnych aktorów. Kocham Łomnickiego, ale sprzeciwiam się nazwaniu jego imieniem jakiejś ulicy. Minie trochę czasu i jakiś głąb doczyta się, że Łom był w PZPR i znów będzie dym. Nazwijmy tę ulicę ulicą Tadeusza. I tyle bez nazwiska. Proszę! I mogę pokombinować nad nowymi nazwami ulic, jeśli ojcom miasta brakuje pomysłów. 

W kąciku muzycznym o ulicy, która bez względu na nazwę zawsze będzie tą samą ulicą. Naszą ulicą.



poniedziałek, 5 grudnia 2016

Myślenie w zaniku?

Parę lat temu rozbawiła mnie posłanka PiS (nie pamiętam niestety nazwiska), która w jakiejś sejmowej nagonce na Tuska wykrzyczała z mównicy: - A za pana rządów zginęło więcej generałów, niż w czasie II wojny światowej. Strzał był celny. Rzeczywiście był czas, gdy generałów traciliśmy szybciej niż trwa produkcja nowych generalskich wężyków. W politykach też byliśmy nieźli, ale okazuje się, że nie dość. Nadal bowiem wszyscy co ważniejsi w kraju ludzie ładują się do jednego samolotu i nie widzą w tym nic złego. Ja w sumie też nie widzę, ale chyba z innych powodów niż oni...
To jednak była tylko taka mała dygresja uczyniona na marginesie, bo prawdę mówiąc średnio mnie interesuje, czy ten rząd ryzykuje swoim życiem, czy nie. Interesuje mnie co najwyżej kwestia: Czy leci z nami pilot? Skoro nie leci, to pewnie to ryzyko straty wszystkich rządzących nie jest aż tak straszne.


Mnie dziś interesuje coś zupełnie innego. Czy my już zgłupieliśmy dokumentnie, czy może jednak jakaś iskierka inteligencji gdzieś w narodzie się tli?

Kraj się podzielił. Tak, wiem, banał. Jednak efekt tego podziału jest taki, że to co mówią ci po prawej natychmiast jest negowane przez tych po lewej. Tak dla zasady. 

Dygresja, ale na temat: Pamiętam jak lata temu ważną szefową, miałam w zespole parę bardzo młodych ludzi i starego alkoholika. W końcu szlag mnie trafił, wysłałam alkoholika na urlop i zapowiedziałam, że do mnie nie wraca, niech sobie znajdzie inny dział, albo niech idzie w cholerę.  Nie wziął tego serio i zaczęła się zabawa, bo alkoholik był członkiem "Solidarności", która stanęła za nim murem. Przyjaźniłam się wtedy z wiceszefową "S", więc ją wprost zapytałam: - Pogięło was? Przecież wiesz, że on się do roboty nie daje. - Wiem i dlatego byłam zdania, że nie należy go przyjmować do związku, ale skoro już jest, to zasada jest taka, że bronimy każdego członka - odpowiedziała. Facet nie przychodził do pracy, policja go łapała jak siusiał po pijanemu pod firmą, ale związek uważał, że wszystko jest OK.

Wróćmy do podziału kraju. Otóż mam wrażenie, że porobiło się trochę tak jak z tym alkoholikiem. Bronimy naszych, atakujemy tych z drugiej strony. I bez znaczenia jest, kto ma rację. Dopiero, co była afera, że w szkołach przestanie się uczyć o Lechu Wałęsie. Za chwilę okazało się, że nie zacznie się, bo nigdy nie uczono. 
Dziś czytam szokujący artykuł o tym, że zawiadomiono policję, że we wrocławskim budynku TVP czuć narkotyki. Narkotyków jednak nie znaleziono. Skomentowałam, że to żaden nius i dostało mi się po głowie, bo to ważna informacja, bo przecież TVP. 
Kilka dni temu była wielka burza wokół sprawy sędziego Trybunału Konstytucyjnego, który okazał się agentem. Wszyscy z opozycji krzyczeli, że zamknięto usta opozycji i nie pozwolono zadawać pytań. O niebiosa! Ale oczywiście, że opozycja mogła pytać. I pytała. Przez wiele godzin. Problem w tym, że nikt na te pytania nie odpowiedział i pewnie nikt z PiS nawet ich nie słuchał. 
To są niby szczegóły, ale diabeł tkwi w szczegółach. Instynkt stadny zwalnia nas z samodzielnego myślenia. Media włączyły się w grę polityczną i dla wyższych celów manipulują informacjami, nawet tego nie ukrywając. I jak tu żyć, że zacytuję klasyka.

W kąciku muzycznym perełka z lamusa.


niedziela, 4 grudnia 2016

Bohater za 35 zł


Świeża sprawa z Facebooka. Otóż pewien młody człowiek (rocznik 1989), jakiś znajomy moich znajomych, bo inaczej w ogóle o sprawie bym nie wiedziała, poszedł na zakupy do Lidla. Za nim stali do kasy mocno starsi ludzie, którzy nerwowo przeliczali ceny za swoje zakupy, bo nie wiedzieli, czy im wystarczy pieniędzy. Młody człowiek zwrócił się więc do kasjerki, by ich zakupy doliczono do jego rachunku. Jak sam napisał, wyszło tego ok. 35 zł. Państwo ze łzami w oczach mu podziękowali, a on swoje zdjęcie z rachunkiem ze sklepu opublikował na FB i teraz jego znajomi sobie je przekazują z tekstem: Bierzcie z niego przykład.
Zalajkowało mu to już 3,4 tys osób, udostępniło zaś 434. Czyli internauci są pod wrażeniem tego uczynku. 
Od razu nadmieniam, że nie dałam lajka i nie puściłam tego budującego niusa dalej. Skomentowałam go za to u znajomej, która była pod wrażeniem altruisty i oberwało mi się jako typowej Polce, która wszystko musi negować.
Tak się jakoś dzieje, że co roku w grudniu ludzie nagle robią się szczodrzy i dobrzy dla innych. Młody człowiek jest w stanie poświęcić 35 zł, czyli równowartość biletu do kina, na pomoc innym ludziom. I tak rośnie w swoich oczach, że musi o tym poinformować cały świat. Dał 35 zł! I pewnie ta jego wielkość przysłoniła tym kilku tysiącom lajkującym, co się naprawdę wydarzyło. A tak naprawdę jakiś bezmyślny gówniarz paroma groszami być może upokorzył dwójkę ludzi. 
Wśród moich czytelników jest sporo emerytów. Kochani wyobraźcie sobie, że stoicie przy kasie i zastanawiacie się, czy nie przyszaleliście z zakupami, gdy jakiś młody człowiek mówi do kasjerki, że skoro was na te zakupy nie stać, to on zapłaci. Fajnie byście się poczuli? Ja bym spaliła się ze wstydu. Moja matka pewnie by się popłakała, a mój ojciec, by go pogonił.
Jest kilka metod załatwienia tej sprawy kulturalnie, ale żadnej młody człowiek nie wybrał, bo tu nie chodziło o pomoc komuś, tylko o to, że to ON pomaga. Mógł powiedzieć, że przegrał zakład i zobowiązał się, że zapłaci rachunek za następną osobę. Mógł powiedzieć, że wygrał na loterii i chce komuś zrobić prezent. Mógł... Wiele mógł, ale po co? Nie czułby się bohaterem.
Grudzień to specyficzny miesiąc. Robimy znacznie więcej zakupów niż powinniśmy. Nagle przypominamy sobie o biednych i spieszymy z pomocą. Paczka makaronu kupiona w hipermarkecie i wrzucona do kosza ze zbiórką dla biednych, a potem parę groszy dla WOŚP sprawiają, ze przez cały rok możemy czuć się zaspokojeni w swojej działalności charytatywnej. 


BRAWO MY!!!

Nie wiem, czy będę się wypowiadać w imieniu wszystkich starszych ludzi, ale podejrzewam, że zdecydowana większość z nich od zafundowanych zakupów wolałaby jeśli przychodzi Wam coś jeszcze, to piszcie, może stworzymy listę prezentów, które emerycie chcieliby dostać od Mikołaja):
- żeby ktoś pomógł im zanieść do domu zakupy,
- żeby ktoś z nim pogadał, nawet, gdy nudzą,
- żeby zawsze mieli miejsce siedzące w autobusie,
- żeby zimą ktoś im pomógł przejść przez śliski kawałek chodnika...
I jakie fajne selfie można sobie przy okazji zrobić! Sorry, nie mogłam się powstrzymać:)))

A na koniec naprawdę fajna świąteczna historyjka. Od lat John Lewis tworzy świąteczne filmiki i od lat czekam na nie jak na pierwszą gwiazdkę. Oto historyjka tegoroczna. Jak zwykle cudna.