Nieco wcześniej na tym samym portalu ktoś wrzucił film pokazujący kierowców, którzy w korku ustępują miejsca karetce jadącej na sygnale. Są jeszcze porządni ludzie - podsumował to ten portal, a komentujący przyznali rację.
Przeczytałam jedną wiadomość, przeczytałam drugą i się zadumałam. Bo ja chyba żyję na innym świecie. Widziałam już parę wypadków, potknięć, zasłabnięć i zwykle zawsze ktoś komuś pomagał, a przynajmniej pytał, czy trzeba pomóc. Jeżdżę samochodem od paru lat i nigdy nie zdarzyło mi się, żeby karetka na sygnale nie mogła przejechać w korku. Czasem bywa, że ktoś się zagapi, nie dosłyszy sygnału, ale są to rzadkie historie. Rzadko też trafia się burak, który próbuje to wykorzystać i pomknąć za karetką - zresztą odradzam takie zachowanie, bo kierowcy, przynajmniej warszawscy, są w takich sytuacjach bezwzględni.
Tak się więc zastanawiam, jaki jest sens podobnych niusów. Ktoś pewnie chce pochwalić w ten sposób osobę (osoby), która zrobiła coś dla innych. Pewnie chodzi o to, żeby pokazać, że potrafimy przekazywać pozytywne informacje. Tyle że człowiek strzela a Pan Bóg kule nosi. Bo wymowa jest taka, że ludzkie odruchy są w zaniku, że są rzadkie. Czyli jeśli nie wykażę się ludzkim odruchem, to w zasadzie nic się nie stanie, bo inni też się nie wykazują. A nawet dobrze, że nie wykażę, bo mi prawdopodobnie też nikt nie pomoże, skoro to takie wyjątkowe.
Może zresztą chodzi o to, że autorzy tych tekstów, prawdopodobnie młodzi ludzie, tak właśnie postrzegają świat - jako miejsce, gdzie nikt nikomu nie pomaga, gdzie każdy myśli o sobie. Inne zachowania odbierają jako te promyczki nadziei i chcą się nimi podzielić z innymi.
Tak czy siak, dziwne to wszystko.