sobota, 17 marca 2018

Kto tak naprawde się boi?


Na portalu gazeta.pl zamieszczane są felietony Piotra Skwiecińskiego, prawicowego dziennikarza. Postanowiłam na nie odpowiedzieć. Poniżej moja odpowiedź, którą wysłałam do redakcji portalu.


Dwa felietony, dwie wypowiedzi skierowane do przeciwników politycznych. Można już pokusić się o wnioski. Ciekawa jest forma, jaką Pan obrał. Usiłuje Pan przekonać nas, że nie powinniśmy się bać. Jest jeden problem. To nie my się boimy. Albo inaczej, nawet jeśli boimy się, to ten strach nas nie paraliżuje. Wystarczy wyjść 10. każdego miesiąca na Krakowskie Przedmieście. To naprawdę dobry test na to, kto się kogo boi. Pisze Pan „… polska prawica kilkakrotnie po 1989 roku przeżywała zbiorowe ataki paniki”. I właśnie to nas różni, bo, choć pewnie trudno Panu w to uwierzyć, my nie przeżywamy ataków paniki. My się przede wszystkim martwimy. A jeśli się boimy, to nie tego, czego Pan się bał, a więc że „niedługo już nas eksterminują”. Fizycznie czy społecznie, wszystko jedno. Boimy się, że dorobek całego pokolenia zostanie zmarnowany, boimy się o Polskę, która z podziwianego w Europie kraju staje krajem nierozumianym i samotnym, który „potyka się o własne nogi”, że znów Pana zacytuję.
Chce Pan rozbroić nasze lęki, a kto rozbroi lęki Pana, Pana kolegów i popieranego przez Was ugrupowania? Przyzna Pan chyba, że trzęsąca się ze strachu partia rządząca to słabe rozwiązanie dla państwa, które marzy, by być państwem silnym? Nie, nie, to nie ja twierdzę, że ta partia się boi. Mnie grzeczność nie pozwoliłaby tego wytykać. To Pana słowa. Przypominam je: „Po co rządzący zmieniają teraz ordynację? To właśnie trauma roku 2014 (czyli te 18 proc. nieważnych głosów do sejmików) leży u podstaw podejmowanych przez PiS działań, które mają uniemożliwić sfałszowania wyborów… przeciw PiS-owi. Naprawdę, to o to chodzi. I naprawdę PiS się tego boi. PiS się bał gdy nie miał władzy, PiS się boi, gdy ma władzę. Co PiS jeszcze musi zrobić, żeby ten strach zniknął? Sam Pan przyznaje, że rządząca się partia już posunęła się bardzo daleko. „Zgadzam się, że z częścią działań PiS w tej sferze związane są pewne potencjalne niebezpieczeństwa. Macie prawo ich nie lekceważyć. Weźcie jednak pod uwagę to, że rozmontowanie zabezpieczeń samo w sobie nie znaczy, iż ryzyko się zmaterializuje”. Tu już sobie Pan żartuje. Niech mi Pan wyjaśni, po co rozmontowuje się zabezpieczenia, skoro nie chce się tego wykorzystać? Dla żartu? Żeby opozycja wyszła na świeże powietrze i dla zdrowia pospacerowała po Warszawie? Nie jest Pan prawnikiem, ale pewnie wie Pan, że nie trzeba z pistoletu zabić, żeby trafić do więzienia, wystarczy nim komuś grozić.
Zadał Pan w swoim tekście kilka interesujących pytań. „Ktoś poszedł siedzieć za politykę?” Panie redaktorze, dziś to się inaczej załatwia. Zastrasza się finansowo. Osoby, które protestują (a chyba zgodzimy się, że demokracja też i na tym polega, że obywatele mają prawo protestować, jeśli robią to pokojowo), dostają mandaty – 500 zł od łebka, np. za wzniesienie okrzyku „Lech Wałęsa”. Wysyła się przeciwko protestującym obywatelom tysiące policjantów, a dodajmy, że jak dotąd żadna, mała czy duża, akcja protestacyjna nie miała charakteru agresywnego, nikt z protestujących nie używał siły, nikt nie palił opon, nie wyrywał płytek chodnikowych. Ludzie krzyczą, pojawiają się z transparentami. Największym jak dotąd „wykroczeniem” jest siadanie na ulicy. „PiS-owska bojówka kogoś pobiła na ulicy?” Nie, nie bojówka, ale pobicia się zdarzały, zawsze bito przedstawicieli opozycji, a nie odwrotnie. „Zdelegalizowano opozycyjną partię?” Jeszcze nie, ale pomysły zdelegalizowania Razem już były, a posłów opozycji cały czas się zastrasza tym, co się im wyciągnie. „Zamknięto opozycyjną gazetę, portal czy telewizję?” Pamięta Pan próbę ukarania TVN karą wysokości prawie 1,5 mln zł za relacje wydarzeń w Sejmie w grudniu 2017 r.? Czy za poprzednich rządów tak traktowano protestujących? Czy za poprzednich rządów próbowano tak pieniędzmi kneblować usta mediom?
I na koniec. Idea szukania porozumienia jest słuszna. Oboje się jednak chyba zgodzimy, że nie pisze Pan swoich felietonów na gazeta.pl, by powstał choć cień porozumienia?  Bo twierdzenia np. takie, że zaczęliśmy popadać w paranoję, są zwyczajnie obraźliwe. Zresztą sama forma, w której się Pan do nas zwraca, jest szalenie odpychająca, traktuje nas Pan z góry, poucza… Ja wciąż wierzę w porozumienie, bo uważam, że po drugiej stronie są ludzie tacy jak ja. Problem w tym, że właśnie ci na górze, Pana też w to wliczam, nam na to nie pozwalają.