poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Czy miks społeczny jest możliwy?


Kolejna moja odpowiedź na felieton na gazeta.pl. Tym razem na felieton Grzegorza Sroczyńskiego, którego bardzo cenię, ale z którym się z tej sprawie nie zgadzam.


Na wstępie się przedstawię: jestem dzieckiem z robotniczej rodziny, które dopiero na studiach (rozpoczęłam je w 1981 r., czyli dawno) uświadomiło sobie, że reprezentuje niższą klasę. I to bynajmniej nie uświadomiłam sobie tego boleśnie. Czyli ów peerelowski miks społeczny pozwolił mi beztrosko zdobywać kolejne poziomy wykształcenia bez najmniejszych kompleksów. Doceniam więc fakt, że różne grupy społeczne żyją w symbiozie. Tyle że z mojego doceniania nic nie wynika. Absolutnie nic. Z tego co pisze Grzegorz Sroczyński również nic nie wynika. Zamykanie się w pewnych grupach społecznych to proces. Miasteczko Wilanów, które stało się symbolem tego procesu, jest tylko jego skutkiem, a nie przyczyną. Zlikwidowanie ogrodzeń i budek ochroniarzy niczego nie zmieni. Ja mieszkam na Grochowie, na starym osiedlu, w starym bloku. Teoretycznie więc powinnam świetnie orientować, jakie bolączki mają ludzie o innym od mojego statusie społecznym. Rzeczywiście nieźle się orientuję, ale dzięki rodzicom, ich znajomym, dalszej rodzinie. Z sąsiadami, jeśli rozmawiam, to o pogodzie bądź przedłużającym się remoncie. Tak ma obecnie większość ludzi. Dlaczego? Bo jesteśmy na takim etapie rozwoju, że pękają więzy społeczne. Sąsiad kiedyś był osobą, do której najpierw biegło się po pomoc w każdej sprawie. Dziś jest osobą, która zalewa nam mieszkanie lub zakłóca spokój, gdy się chce spać, czyli jest złem koniecznym. Pisząc te słowa zerknęłam kątem oka do tekstu Kingi Dunin. Są w nim trzy grupy powodów izolowania się klas, jednym są ci źli sąsiedzi. Nawiasem mówiąc tęsknota za dobrymi sąsiadami i wiara, że gdzieś są, to utopia. Nie wierzę, że istnieje osiedle domów wielorodzinnych, na którym współczesnemu człowiekowi sąsiedzi, w ten czy inny sposób, nie będą przeszkadzali. Rejonizacja szkół też nie jest w stanie odwrócić tego procesu. Po pierwsze część bogatszych ludzi pośle dzieci do szkół społecznych lub prywatnych. Po drugie – co może załatwić rejonizacja w przypadku Miasteczka Wilanów? Jeśli tam się zamknęła elita (o elicie za chwilę), to w szkole w rejonie będą dzieci elity. Jeśli zaplącze się tam dziecko bezrobotnego i salowej, to pewnie przeżyje traumę, która sprawi, że będzie uciekać od jakichkolwiek szkół. Bo jednak w mojej egalitarnej szkole aż takich różnic między uczniami  jak dziś nie było. Zamiast więc walczyć o rejonizację, lepiej walczyć o kasę na szkoły, co oczywiście jest trudniejsze.
Brutalna prawda jest taka, że żyje nam się za dobrze. Niewiele nam tak naprawdę zagraża, więc ludzie potrzebni nam są tylko o tyle, o ile dzielą nasze pasje, poglądy… Przeglądamy się w nich jak w lustrach i cieszymy się, że jesteśmy tacy fajni. Ten proces zaczął się lata temu, a internet go przyspieszył. Nie mam bladego pojęcia jak to zmienić. Cieszy mnie, że ludzie tacy jak Grzegorz Sroczyński, którym to przeszkadza. Obawiam się jednak, że tacy jak on (i ja) są bez szans. Dokonuje się rewolucja społeczna, a my jesteśmy w jej środku i możemy jedynie patrzeć.
I na koniec obiecany kawałek o elicie. Błagam, proszę nie iść tą drogą. Usiłuje nam się wmówić, że klasa średnia to elita, a na dodatek, wbrew logice, usiłuje się wmówić, że elita to gorszy sort. Klasa średnia nie jest elitą, a przedstawiciele elity to z założenia ci lepsi a nie ci gorsi. Nie poddawajmy się propagandowemu bełkotowi i nazywajmy rzeczy ich właściwymi nazwami.

2 komentarze: