poniedziałek, 10 lipca 2017

Czy ja jestem podrzutkiem?

Byłam w sobotę u rodziców. Matkę ewidentnie coś ugryzło, o wszystko się denerwowała. Okazało się, że z firmy energetycznej jej coś przysłali i to ją tak wkurzyło. Pismo jak pismo, trzeba co najmniej pół godziny spokoju, żeby przez nie przebrnąć. Generalnie chodziło o to, żeby mama została u nich na stałe. Jej zaś wydawało się, że grożą, że wyłączą jej prąd.
- Jak podpiszesz, to nie podniosą ci ceny prądu przez trzy lata. Pewnie dzięki temu oszczędzisz za dwa lata pięć złotych. Zależy ci na tym?
- Daj mi spokój. Na niczym mi nie zależy, my i tak mało płacimy.
- To wyrzuć te papiery.
- Co ty mówisz! Jak to wyrzucić?
- Normalnie. Ja wyrzucam. Najwyżej napiszą jeszcze raz. Albo zadzwonią.
- No nie wiem.
- Im na tobie zależy, a nie odwrotnie.
No i mama nieco wyluzowała. I to nawet na tyle, że zrobiła nam pierogi z jagodami.
Pewnie bym zapomniała o tej rozmowie, ale następnego dnia ja coś załatwiałam z pewną instytucją. Otóż UPC miała awarię i nie miałam przez weekend telewizji. Jakby mało było nieszczęść, moje DVD nawaliło. Uznałam, że to dobry pretekst, żeby kupić nowy odtwarzacz. Pojechałam do MediaMarktu, wybrałam model w średniej cenie i zadowolona wróciłam do domu. Okazało się, że nie ma eurozłącza, a ja innego podłączenia nie chcę. Wrrr! Wróciłam więc do sklepu i na miejscu okazało się, że zapomniałam paragonu, wzięłam tylko potwierdzenie płatności kartą. I... wszystko załatwiłam. Dostałam inny odtwarzacz, tak jak chciałam, w identycznej cenie.
Nie wiem, w którym momencie moją matkę trafiłaby apopleksja. Pewnie już w domu przy próbie podłączania. Do sklepu by nie wróciła, bo to przecież nie sklepu wina. A jeszcze bez paragonu!
W pewnych sprawach bardzo się z moimi rodzicami różnimy. Jeśli nie jestem podrzutkiem, to nie wiem, czym to tłumaczyć. Oni maja wręcz nabożny szacunek dla instytucji i ludzi na stołkach lub choćby w okienkach. Ja średni. Trzeba być miłym, bo tak wypada, ale bez żartów. Na pewno znaczenie ma, że dorastaliśmy w innych czasach. Mam czasami wrażenie, że komuna tak w nich wrosła, że z ta komuną już poumierają. I co ciekawe, łyknęli praworządność, łyknęli prawa obywatelskie, a tylko te instytucje tak ich trzymają.
Może dlatego tak wszystko ostatnio stanęło na głowie, że nie zdążyliśmy na dobre pozbyć się komuny z naszych organizmów i teraz daje ona o sobie znać niczym Obcy z Nostromo?

18 komentarzy:

  1. Sprawy opłat energetycznych, za niewielką opłatą, powierzyłem już dawno bankowi, i kiedy do mnie przysyłają: wyceny i różne propozycje, to je olewam, i dołączam do makulatury.
    Nawiązując do „komuny”, to chyba we mnie też wrosła (jestem z pokolenia Twoich rodziców), bo mimo uznania przemian ustrojowych, to
    ciągle pamiętam, że Polska pod rządami PRL-u, mimo niekorzystnych uwarunkowań politycznych i gospodarczych, odbudowała zniszczony, biedny kraj, zbudowała przemysł, umożliwiła kształcenie młodzieży, pracę obywatelom. Sukcesywnie odseparowywała się od wpływów ZSSR, pozostawiając jedynie w formalnym układzie politycznym, umożliwiającym nasze przemiany ustrojowe. O tym nigdy nie usłyszałem dobrego słowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, moi rodzice podobnie mówią o PRL. Jednak jednocześnie obydwoje bardzo silnie popierają zmiany. Jak słuchamy razem jakichś przemówień jaśnie nam panujących, to tata wytyka czy to Gomułka czy Gierek. Mnie jednak najbardziej dziwi ta spolegliwość wobec urzędów. W PRL z urzędem człowiek nie mógł wygrać. Mam wrażenie, że to przeświadczenie w nich pozostało:(((

      Usuń
    2. Tak bylo moze i na poczatku, a potem zaczelo sie wszystko sypac, przypominam.

      Usuń
  2. Myślę, że to sprawa charakteru, a może doświadczeń? Moi rodzice byli z tego samego pokolenia (Twoich rodziców), ale ich stosunek do instytucji był podobny do Twojego. Nigdy nie mieli żadnych obiekcji, żeby zwrócić uwagę niekompetentnemu czy niegrzecznemu urzędnikowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi rodzice też nie mają takich obiekcji. Powiedziałabym, że nawet chętnie to robią, zwłaszcza mama. Problem w tym, że to się kończy na poziomie urzędnika. Urząd czy instytucja to już zupełnie co innego:)))

      Usuń
  3. Nie jesteś podrzutkiem, masz inne doświadczenia po prostu. Ja akurat jestem chyba nieodrodnym dzieckiem swoich rodziców, coraz więcej dostrzegam podobieństw. Ciekawy temat i pole do obserwacji :-)

    kolewoczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Też tak na początku sobie pomyślałam. Jednak ja taka byłam już w PRL. Właściwie od dziecka miałam problem z regulaminami i autorytetami. Zupełnie odwrotnie niż moi rodzice.

      Usuń
  4. Jestem widocznie tez podrzutkiem ;) bo wiele rzeczy widze i zalatwiam kompletnie inaczej, niz moi rodzice- zdaje mi sie, ze to kwestia doswiadczen zyciowych, zebranych w danym spoleczenstwie, które (czasami na szczescie, czasami na nieszczescie) sie zmienia.
    Interesujace sa czasami drobiazgi; moi rodzice maja problem, cokolwiek wyrzucic, jakies stare rzeczy, ubrania, meble, itp. Ja mam jedynie problem z wyrzucaniem jedzenia, chociaz glodu w zyciu nie zazanalam, jak mój ojciec w czasie wojny. Ale po stanie wojennym i poczatku lat 80- tych w Polsce z cala sytuacja gospodarcza, mam kompletna awersje do chomikowania i magazynowania czegokolwiek (oprócz mleka). Jak sobie przypomne, ze wtedy kupowalo sie cokolwiek, co akurat sprzedawano, nawet jesli byly to buty rozmiarem na nikogo nie pasujace, bralo sie je mimo tego, na wymiane za cos tam innego- ach, czasy byly, i trzeba bylo sie jakos urzadzic w nich ;)
    Faktycznie jestem z charakteru najbardziej zblizona do mojej babci, matki ojca, a z kolei mój syn, bardzo podobnie reaguje w specjalnych sytuacjach jak moja mama. Czyzby podrzudkowatosc przeskakiwala jedno pokolenie? No to nie trace nadziei na jakas wnuczke, która bedzie moja krew :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak być, że dziedziczy się po dziadkach, bo ja jestem bardziej podobna do mojej babci niż do mamy. Co do chomikowania to masz rację. Moi rodzice maja szafki pełne pościeli i ręczników z czasów PRL. Co i rusz próbują mnie tym uszczęśliwić i dziwią się, że nie chcę:)))

      Usuń
  5. Coś w tym jest, o czym piszesz. Mam niechęć podszytą niepokojem wobec wszystkich urzędów i pieczołowicie gromadzę papierzyska- na wszelki wypadek, żeby mieć się czym okazać w razie gdyby, choć tego w razie gdyby najprawdopodobniej nigdy nie będzie. Ot taka skaza po czasach słusznie minionych i niesłusznie wracających... ;((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się wydaje, że to pozostałości po czasach, gdy było inaczej. PRL i jego betonowość w kontaktach z urzędami to jedno. A przecież nie tylko to się zmieniło. Ja wszystko opłacam przez internet, wiec nie potrzebuję żadnych kwitków, bo gdy trzeba będzie wydrukuję. Podobnie działa wiele innych rzeczy. Powstały instytucje, które wspomagają konsumentów. To wszystko na pewno ma wpływ.

      Usuń
  6. To chyba sprawa charakteru. Moja mama od dłuższego czasu uważa że z uwagi na jej wiek, nic jej nie mogą zrobić i rozrabia. Czasami nawet celnie strzela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezła jest:))) Z moimi jest odwrotnie. Wiek raczej pozbawił ich zadziorności, choć potrafią dać się we znaki. Ale nie pozostaję dłużna, wiec jakoś to się kreci:)))

      Usuń
  7. jesienna:
    Ja, niestety, jestem chomikarą i chyba to pozostałość po czasach minionych. Wszystko mi się przydaje, choć na ogół nie wiem, gdzie dana rzecz jest schowana, bo tyle tego się uzbierało. Kilka razy już podchodziłam do oczyszczania domu z rupieci i na dobrych chęciach na ogół się kończyło. Znowu planuję sprzątanie. Teraz oczy zamykam i wywalam, co mi wpadnie w ręce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akcję wyrzucania wszystkiego, co niepotrzebne, podjęłam w zeszłym roku. Pozytywny skutek taki, że teraz nie kupuję pierdół, bo kojarzą mi się z ciężka pracą:)))

      Usuń
  8. Spolegliwość wobec urzędów.
    Wydaje mi się, że korzenie są wczesniejsze niż PRL, jeszcze przedwojenne.
    Ja mam przykład o innych korzeniach - Niemcy - rodzice mojego zięcia. Absolutna kapitulacja wobec orzeczeń urzędów i lekarzy. Oni nigdy nie mieszkali w kraju komunistycznym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście przykład świadczący o tym, że to raczej kwestie pokoleniowe. Może niesłusznie, ale Niemcy kojarzą mi się z ludźmi z góry zakładającymi, że urzędnicy nie mogą się mylić.

      Usuń