poniedziałek, 12 lutego 2018

Trochę bez sensu

Miałam kiedyś koleżankę, z którą się lubiłyśmy. Przegadałyśmy wiele godzin przy wspólnej pracy, w której się spotkałyśmy,  uważałyśmy, że mamy podobne spojrzenie na świat, na pewne wartości, na ludzi... Traf jednak chciał, że w rozmowach nie poruszałyśmy nigdy tematów politycznych. Dziś pewnie nie byłoby to możliwe, ale rzecz miała miejsce kilka lat temu. W każdym razie ta koleżanka zaproponowała mi kiedyś pracę. Dostałam więc zaproszenie na rozmowę z nią i jej szefem. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że widzą mnie w piśmie mocno chrześcijańskim i mocno prawicowym. Wysłuchałam grzecznie i zapytałam, czy wiedzą, jakie są moje poglądy polityczne. Następnie dałam im adres mojego blogu, zaproponowałam, żeby przeczytali parę postów i ewentualnie wtedy zadzwonili. Nie zadzwonili. To zresztą mnie specjalnie nie zdziwiło. Zdziwiło mnie coś innego. To jak zmienił się stosunek do mnie tej koleżanki. Przestała mnie zauważać. A gdy wysłałam jej na FB zaproszenie do grona znajomych, zignorowała je. Nie przeżywałam tego jakoś specjalnie, bo nie aż tak bliska to koleżanka, ale miałam powód do przemyśleń.
Nas naprawdę różni bardzo niewiele. Uczyliśmy się z tych samych książek, tę samą kulturę chłonęliśmy jako dzieci, tymi samymi tradycjami nas karmiono. Potem jedni poszli na prawo, inni na lewo. I ani czyjeś prawo długo mi nie przeszkadzało, ani moje lewo nadmiernie nie odstręczało ode mnie ludzi. Aż przyszedł POPiS.
Za podział Polski odpowiadają obie te partie, błagam, nie liczmy, jak to procentowo wyglądało i kto jest bardziej winien. PO bardzo długo dobrze żyła z głosów tych, którzy na PO głosowali ze strachu przed PiS, strachu, który sama podsycała, mimo iż jeszcze niedawno chciała z PiS tworzyć koalicję. PiS zaś na nienawiści do PO zbudował całą swoją ideologię. Trudno lubić kogoś, kto się ciebie boi, trudno kochać tego, co Cię nienawidzi. Mamy więc, co mamy. Dwa zwalczające się obozy, pałające żądzą zemsty, niebiorące jeńców.
Zaryzykuję tezą, że jest równie prawdopodobne, że znajdę wspólny język z wyborcą PiS, jak to, że nie znajdę wspólnego języka z wyborcą PO. Jeden warunek - nie rozmawiamy o polityce. Bo wśród wyborców PiS jest wielu oglądających te same filmy co ja, czytających te same książki, kupujących w tych samych sklepach, jeżdżących tymi samymi trasami, używających tych kosmetyków, mających dzieci w tym samym wieku lub rodziców z podobnymi chorobami... Zaś wśród wyborców PO jest zaś naprawdę sporo kretynów, którym się wydaje, że są lepsi od innych - na FB dyskutowałam kiedyś z panem, który w co drugiej wypowiedzi podkreślał, że jest szeroko wykształcony, bo uczył kiedyś przez rok w szkole. Bo żadna ze stron nie ma monopolu na mądrość czy na głupotę.

W tym momencie czas na jakieś wnioski. I jestem nieco bezradna, gdyż sama nie wiem, po co to wszystko napisałam. To znaczy wiem dlaczego - bo to temat, który mi bardzo doskwiera. Tym bardziej, że nie jestem ani fanką PiS, ani PO. Jako się rzekło - lewaczka.  Obserwuję więc to wszystko nieco z boku i bańki zbieram od obu stron. Moja bezradność wynika z tego, że wiem, co należy robić, ale wiem też, że to i tak nie zadziała. A co należy robić?
Rozmawiać. 

Im bardziej ktoś jest agresywny, tym spokojniej i kulturalniej należy go traktować. 

Ja mam np. zasadę, że w internetowych dyskusjach często stosuję formę "pan/pani".
Nie pozwalać sobie na żadne wycieczki osobiste, na żadne złośliwości, nawet gdy jest to trudne. I nie pozwalać na wycieczki pod własnym adresem. "Proszę jednak, byśmy zajmowali się problemem, a nie moją osobą, która naprawdę nie jest istotna w tej sprawie" - to przykładowa formułka.
Tyle teoria. Bezsens jednak polega na tym, że ta teoria teoria pozostaje. Jedna rozmowa naprawdę niczego nie zmieni. A przy okazji można byłoby się dowiedzieć, że nie zawsze ma się rację.

Wiem to, a jednak post stworzyłam. Ot chyba żeby sobie coś popisać. Innego powodu już nie widzę.

Kącik muzyczny dziś trochę na temat, trochę nie...



8 komentarzy:

  1. Halo ziemia, uaktualnij system. I mówię to ja, anarchistka, która PO i PIS nie lubiła jeszcze nie tak dawno równo tak samo. Byli beznadziejni, ale skoro można było spokojnie żyć w Europie, to ostatecznie niech wcinają te ośmiorniczki. Ale to przeszłość. PIS gra już sam ze sobą w grę w której nie ma już żadnych zasad. Karta antysemityzmu zawsze leżała na stole. I chociaż wiadomo było, że to kolor atutowy, nikt nie brał jej do ręki. Skoro nią zagrali, strach się bać. Bo już nie ma powrotu. Dżin plemiennej nienawiści został wypuszczony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam uaktualniony, ale z dodatkowym systemem ostrzegania. Najwyraźniej jednak mam problem z jasnym artykułowaniem myśli:((( Bo to nie jest wpis o politykach ani o partiach. To jest wpis o ludziach, których sztucznie rozdziela się polityką. Sami sztucznie siebie dzielimy i w ten sposób gramy pod dyktando PiS. A na dodatek fundujemy sobie gwarantowaną przegraną. Bo załóżmy, że PiS przegra najbliższe wybory. Co się wtedy stanie? Wróci spokój? Wątpię. Szykowałabym się raczej na wojnę domową.
      Tytuł "Bez sensu" określa mój stosunek do sprawy. Podobny do Twojego. "Dżin plemiennej nienawiści został wypuszczony." W pełni się zgadzam z tym zdaniem i czuje się bezradna, bo ja naprawdę nie mam w sobie nienawiści do ludzi po przeciwnej stronie. Widzę idiotyzm tej sytuacji i nie wiem, co robić. Próbuję rozmawiać ze wszystkimi, co skutkuje niczym:)))) Ale przestać to robić? Zająć się książkami, serialami na Netfliksie i HBO? Może powinnam:)))

      Usuń
  2. Niewątpliwie masz rację i twoja strategia jest słuszna, tyle że nie każdy psychiczne gotowy jest na ostre starcie- ja w każdym razie mam z tym problemy. Nie usiłuję obelgami odpowiadać na obelgi- bo i po co, ale jednocześnie podstawiać się pod baty nie bardzo mam ochotę.
    A że polityka rozwala więzi społeczne- to fakt. Wbija klin między rodziny także i to jest chyba nawet smutniejsze...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mała poprawka - ja się nigdy nie ścieram ostro, masz przykład na swoim blogu (mimo to pan wymiękł, a nie ja). Między odpowiadaniem obelgami, a ustawianiem się pod baty jest olbrzymia przestrzeń. Proste pytanie "dlaczego pan/pani próbuje mnie obrazić?" u większości osób powoduje spory odpływ agresji. "Jest pan zdenerwowany, to nie służy wymianie opinii. Możemy wrócić do tematu, gdy się pan uspokoi?" Mogę podać wiele przykładów. Problemem podstawowym jest to, ze taką agresję traktujemy (przy czym mam świadomość, że u tej drugiej strony to większy problem) zbyt osobiście. Człowiek u Ciebie na blogu nie atakował Ciebie, a jedynie upuszczał nieco swojej żółci, czyli jego zachowanie to jego problem:))) Oczywiście może być tak, że działał celowo, gdyż zapał do dyskusji najwyraźniej zabrała mu moja uwaga o numerze IP. Ale w takim wypadku też lepiej potraktować go jak kociaka, który za bardzo dokazuje, czyli zgarnąć za fraki, niż się dawać się prowokować.

      Usuń
  3. Masz rację, Ilenko. Warto podejmować próbę kulturalnej rozmowy. Nie wierzę jednak, że zmieni ona styl większości tych, którzy są agresywni wobec swojego rozmówcy i nie używają argumentów merytorycznych. Takie zachowanie (moim zdaniem) wynika wyłącznie z charakteru i wychowania. Na pewno niektórzy politycy przyczynili się do tego, że obudzili u wielu ludzi złe cechy, dotychczas uśpione. Ale one musiały wcześniej istnieć.
    Dorosłego człowieka trudno jest zmienić i tym bardziej dlatego podziwiam Twoje dobre chęci.
    Niełatwo będzie skleić to, co pękło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja od lat powtarzam jak mantrę, że w polskiej szkole brakuje lekcji retoryki i erystyki. Dramatycznie brakuje. Może stąd brakuje nam zdrowego dystansu. Mnie w każdym razie czasami brakuje i bywa, ze wdaję się w dyskusje z kimś, z kim dyskutować nie powinnam. Z tym, że to akurat nie dotyczy tej typowej naparzanki: PiS-antyPis:)))

      Usuń
    2. Ja do programów szkolnych dodałabym jeszcze wychowanie do życia w rodzinie, z wychowaniem seksualnym włącznie i Podstawową wiedzę o sposobach kontaktowania się ze sobą ludzi z wykorzystaniem wiedzy psychologicznej na ten temat.Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Wychowanie do życia w rodzinie kiedyś było i było bardzo marne. Obawiam się zresztą, że to szalenie ciężki temat do ugryzienia dla szkoły, bo jednak definicja rodziny szybko nam się ostatnio zmienia.

      Usuń