wtorek, 10 października 2017

Niełatwo być warszawianką



Wstęp taki a nie inny, bo będzie o tramwaju, a raczej o komunikacji miejskiej, a konkretnie o próbie korzystania z komunikacji miejskiej.
Ja do pracy jeżdżę samochodem, bo jestem jedną z tych osób, którym bardziej opłaci się samochodem niż autobusem - mam tak małą odległość do pracy, że benzyna kosztuje mniej niż bilet. Czyli taniej, a na dodatek wygodniej. No może nie do końca, bo ostatnio jadę 5 minut, a miejsca parkingowego szukam przez 25. Doszłam więc do wniosku, że jednak przesiądę się na autobus. 
Wygrzebałam z czeluści portfela nieco zapomnianą już kartę miejską i poszłam do biletomatu. Niestety, nie zadziałała. Postanowiłam więc wyrobić nową. Zamówiłam przez Internet, ale odebrać musiałam osobiście w najbliższym punkcie obsługi pasażera, który może i najbliższy, ale nie taki bliski. Odstałam swoje w kolejce, dostałam nową kartę i od razu poprosiłam o załadowanie biletu miesięcznego.
- 110 zł.
- Jak to 110 zł, skoro ja jestem z Warszawy?
- Może pani być zameldowana w Warszawie, ale płacić podatek gdzie indziej. W Warszawie nawet Ukraińcy są dziś zameldowani.
- I super. Ja im nie żałuję. Ale co ja mam zrobić?
- Proszę przynieść pierwszą stronę ostatniego PIT-u ze stemplem Urzędu Skarbowego.
- A skąd mam wziąć pierwszą stronę, skoro żadnej nie mam, bo wysyłam PIT pocztą? Chce pani potwierdzenie wysłania? 
- Nie, chcę pierwszą stronę PIT-u.
- No to ja nie chcę biletu.
Pani bardzo się skrzywiła, ale operację anulowała.
Po namyśle uznałam, że nie będę od razu leciała do Urzędu Skarbowego tylko do nich wyślę mail z pytaniem, co mam zrobić. Poprosiłam przy okazji o uwzględnienie faktu, że podobnie jak pracownicy US pracuję i do tego w podobnych godzinach, więc wolałabym uniknąć wizyty w urzędzie. Dość szybko zadzwoniła do mnie urzędniczka. Tyle że nie zadzwoniła, żeby mi pomóc, ale żeby poinformować, że nie wie, o co mi chodzi. No to wytłumaczyłam, ale chyba nadal jej się w głowie nie mieściło, że nie tylko ona w tym mieście pracuje i że inni, którzy pracują mają problem z dotarciem do nich na czas. W każdym razie usłyszałam, że mogę dostać ksero pierwszej strony z poświadczeniem, że to sama prawda lub jakieś zaświadczenie. Jedno za 5 zł, a drugie za 14 czy 17. Jak pewnie się domyślacie wybrałam pierwszy wariant.
- Musi pani przyjść do urzędu, na dużej hali trzeba iść do okienka 14 i złożyć wniosek o zrobienie ksero pierwszej strony. Potem musi się pani udać do urzędu dzielnicy i zapłacić 5 zł. Może pani zapłacić przez Internet. Mniej więcej po siedmiu dniach my panią zawiadomimy, że może pani odebrać ksero.
Od siebie mogę dodać, że gdy już dostanę tę nieszczęsną pierwszą stronę, to będę musiała z nią pojechać do najbliższego punktu obsługi pasażerów, który bardzo bliski nie jest.
Podsumujmy. Co najmniej cztery wizyty w różnych punktach, dojazd do każdego z nich kosztuje, a na dodatek zabiera sporo czasu. Ponad tydzień załatwiania tego wszystkiego. Do tego doliczmy 5 zł za zrobienie poświadczonego ksera pierwszej strony PIT-u. A ile oszczędzę, gdy to wszystko zrobię? 12 zł miesięcznie. Interes życia.
Ja już dziękuję za Kartę Warszawiaka. Ja nie jestem z Warszawy, ja jestem z Ursusa, nas do Warszawy wciągnęli za karę! Gdy będę rozliczać w kwietniu podatek, to może pójdę osobiście do US, poproszę o stempelek na kopii i przeproszę się z Warszawą. Ale może ich oleję, zwłaszcza, że wiosna i latem mogę do pracy chodzić na piechotę. 

15 komentarzy:

  1. No,gigant biurokracja- współczuję!:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy zaczynali z ulgami dla warszawiaków, było znacznie prościej. Mam wrażenie, że uznali, że fajnie byłoby podnieść poprzeczkę, żeby ludzie korzystali tak łatwo z tych ulg, a miasto mogło trochę więcej zarobić. Nie wiem, czy na mnie zarobi, bo na razie jeżdżę wciąż samochodem. Plan mam taki, że jak będzie ładniej, to spróbuję dojeżdżać na biletach kartonowych, żeby zobaczyć, czy to w ogóle działa. I dopiero wtedy ewentualnie kupie ten bilet za 110 zł, bo na pewno nie będę biegać po żadnych urzędach.

      Usuń
  2. Trochę to skomplikowane, ale skoro konduktor wyrzuca 12-letniego ucznia z pociągu z powodu braku odpowiedniej pieczątki na legitymacji, przy czym obowiązek szkolny jest OBOWIĄZKIEM do 18 roku życia, to nie powinno dziwić, ze papierek ważniejszy od człowieka ;-)

    kolewoczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta sytuacja, o której wspominasz była kuriozalna. Mam nadzieje, że konduktor, który ponosi wyrzucił chłopca, odpowie za to i to wystarczająco surowo. Ja swoich przepychanek nie chciałabym porównywać, bo to jednak drobiazg w tym zestawieniu. Po prostu miasto usiłuje trochę więcej zarobić:(((

      Usuń
  3. Rzeczywiście lepiej pieszo do pracy chodzic. I nerwy zaoszczędzisz i dla zdrowa lepiej.
    No niestety, ciągle się w naszej stolicy spotykamy z różnymi nonsensami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej prawdopodobne, że pieszo będę chodzic z pracy a nie do pracy:))) Rano trudno się zebrać, więc łatwiej dojechać autobusem, ale po pracy to sama przyjemność!

      Usuń
    2. 5 minut autem w mieście, to według moich doświadczeń maksymalnie 20 minut na piechotę.
      Metodę z buta stosuję cały rok, a szczególnie doceniam ją zimą, bo nie muszę odśnieżać auta.
      Dużo cierpliwości w borykaniu się z tymi i owymi.

      Usuń
    3. 40 minut na piechotę. Często chodzę, ale rano w czasie deszczu aż takiego zapału nie mam.

      Usuń
  4. Te wszystkie procedury to chyba tylko po to, by człowiekowi życie skomplikowac!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej, by zniechęcić do ulgi, bo jak niewiadomo, o co chodzi, to zwykle chodzi o...:)))

      Usuń
  5. U nas jest takie powiedzenie, ze urzedowy konik rzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Konduktor wyrzucił 12-letniego ucznia z pociągu.
    Dramatycznie to brzmi, nadaje się na nagłówek.
    Gdy pisałem w google... 12-letni uczeń - to usiłował mi on (google) wmówić, że uczeń zgwałcił babcię. Wymagało trochę trudu żeby dotrzeć do właściwego artykułu a jeszcze więcej trudu, żeby się zorientować, że uczeń nie został wyrzucony na tory podczas jazdy lecz, że kazano mu opuścić pociąg na najbliższej stacji.
    Uffff...
    W czasach PRL legitymacja szkolna upoważniała do zniżki. Jak się nie miało ważnej (czytaj podstemplowanej) legitymacji i jechało korzystając z biletu zniżkowego, to mogli wlepić karę. Taki okrutny to był system.
    Na marginesie wspomnę, że w Australii taki system panuje do dzisiaj z tym, że kare wlepią na pewno.
    Po tych trudach nie bede się juz chyba ubiegał o Kartę Warszawiaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę to zdaje się, że nie kazano mu opuścić pociągu:))) Legitymacja nadal upoważnia do zniżki, ale legitymacja podstemplowana. On nie miał podstemplowanej nie ze swojej winy. Generalnie mocno odjechana sprawa - nie tylko dlatego, że pociąg odjechał:)))

      Usuń
  7. Czuję wibracje pękającego muru.
    To nie był dobry czas by ogłosić, że tak jak drzewnej płoty akustyczne, tak teraz inny szwagier będzie budował strzelnice

    OdpowiedzUsuń