Sierpień miesiącem odkryć. A przynajmniej jednego odkrycia. Mojego. Otóż tak jak uzależniamy się od rzeczy może tez uzależnić się od pozbywania się rzeczy. Jest jakaś książka, bodaj Japonki, której autorka uczy porządku w domu. Nie czytałam, ale słyszałam. Od tej samej osoby, która zachwalała mi proces pozbywania się rzeczy, usłyszałam o fundacji, która zbiera książki dla więźniów. Po namyśle uznałam, że może nie byłoby źle uwolnić część książek. Niech idą do ludzi. Kilka tygodni temu zaczęłam wybierać książki do oddania. Zważywszy, że od kilkudziesięcioleciu lat książki zbierałam, to uporanie się z problemem nie było łatwo. W końcu zapełniłam dwie duże walizki i trzy spore torby.
Gdy zaczęłam grzebać się w książkach, przyszło mi do głowy, że można byłoby pozbyć się i innych rzeczy. Wywaliłam sporo płyt (o kasetach wideo już kiedyś pisałam), wyniosłam do punktu zbiórki cały szajs elektryczny - stare ładowarki, jakiś odtwarzacz CD, połamane słuchawki. Pozbyłam się mnóstwa szklanek i wielu ozdóbek. Tak mi się to spodobało, że dziś praktycznie nie ma dnia, żebym czegoś nie wyrzucała. Nałóg?
W każdym razie na sobie samej udowodniłam słuszność metody małych kroków. To technika motywacyjna, która pomaga robić porządki w domu, pisać pracę, zacząć ćwiczenia. Jeśli czegoś nie lubisz, to rób to po malutkim kawałeczku. Jeśli drażni cię sprzątanie, to zamiast łapać za mopa i czyścić chałupę do błysku, zbierz po prostu walające się po podłodze elementy garderoby. Najczęściej jest tak, że jednego dnia zrobisz mały kawałek, drugiego dnia - mały kawałek, trzeciego pomyślisz, że może warto zrobić troszkę większy i nie zauważysz kiedy złapiesz bakcyla.
O ile się nie mylę działa tu taki mechanizm - zwykle gdy w końcu bierzemy się za sprzątanie, to tyramy przez cały dzień. I powtarzamy, że tak mamy! Jednak tak tyramy, że w podświadomości koduje to tyranie jako coś bardzo niefajnego. Znowu więc odkładamy sprzątanie... I koło się zamyka.
Ja tak jak wiele współczesnych ludzi, lubię kupować różne pierdoły. I lubię je mieć. Tak naprawdę jednak do niczego nie są mi potrzebne. To całe masy przydasiów.
Trzymajcie za mnie kciuki, bo chyba jestem na dobrej drodze, żeby na dobre ograniczyć stan posiadania. Oby!
Pewnie piszesz o książce japońskiej autorki, która miedzy innymi proponuje, aby skarpetki układać na "sztorc"! Na całe szczęście mamy w domu mało skarpetek, poza tym wyrzuca się te co są nie do pary, bo np, drugą z nich pralka zżarła, więc tu promlemu nie ma. Gorzej było z książkami i przydasiami, gdy przyszło się przeprowadzać do wiejskiego MDB. Ogromne dwie walizy książek jeszcze od dzieciństwa hołubionych poszła do miejskiej biblioteki. Przydasie po prostu oddawałam tem,u, kto chciał, bo okazuje się, że to przypadłość zbieracza bardzo nagminna. Teraz tylko mi kartki pecznieją w szufladach. Bo płyt winylowych nie oddam za skarby, a Ślubny uwielbia na starych vauhaesach Rambo i tym podobnych herosów. Ale odzwyczaiłam się przywozić z wojaży czegokolwiek, poza zdjęciami w aparacie! :-))))
OdpowiedzUsuńA Ty moja Droga uważaj, co byś zupełnie "bez nic" nie została! ;-))))
Szczerze mówiąc to średnio interesuje mnie ta książka. Zwłaszcza gdy własnie pozbyłam się chyba koło z pół tysiąca innych:)))A skarpetki nie do pary trzymam w specjalnym woreczku i cyklicznie je wyrzucam, gdy okazuje się, że raczej już pary nie odzyskają. Ale może to pomysł, żeby ten woreczek na śmietnik...
UsuńWspominasz o tym jak pozbywałaś się rzeczy w trakcie przeprowadzki. Ja kiedyś przeprowadzałam się co dwa lata. I wtedy w sposób naturalny odbywała się selekcja. Teraz od niemal 20 lat mieszkam w jednym miejscu. I stąd problem.
Ilenko, podziwiam Cię za konsekwencje. Ja co pewien czas postanawiam pozbyć się rzeczy, z których nie korzystam i ponoszę klęskę. Przeglądam je, odkrywam na nowo i najczęściej dochodzę do wniosku, że czas rozstania jeszcze nie nadszedł ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze Cię rozumiem, bo miałam tak przez lata. Każda to książka to przygoda, którą przeżyłam, każda duperelka to jakieś wspomnienie. Nigdy bym tych rzeczy tak naprawdę nie wyrzuciła, bo były mi zbyt drogie. Ja im daję drugie życie. Poniszczone rzeczy wyrzucam, ale resztę ustawiam koło śmietnika. Biorą dzieci do zabawy, biorą dorośli, którzy jeszcze nie wiedzą, że zaraz przydasie opanują ich dom, biorą w końcu biedni handlarze, którzy sprzedają to pewnie na malutkich stoiskach. Te rzeczy nie giną. I to że nie giną było dla mnie oświecające. U mnie się marnowały. A kogoś mogą ucieszyć. Moje książki przeczyta ktoś jeszcze!
UsuńOpisany przez Ciebie mechanizm robienie czegoś po trochu doskonale się sprawdza przy sprawach typu "słoń". Jest coś dużego do zrobienia, trudno się za to zabrać, więc ciągle szuka się wymówek, aby odłożyć. I cały czas wisi to nad nami. Gdy zaczniemy tego "słonia" załatwiać po kawałku, zdecydowanie szybciej i lepiej się go skończy.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o różnego rodzaju ozdóbki i pamiątki (np.z wakacyjnych wojaży) - to jeden z moich znajomych miał świetne określenie na nie: durnostojki i kurzo-łapki.
Pozdrawiam.
Ja nie jestem taka mądra sama z siebie. Uczyłam się o tej metodzie na Uniwersytecie Otwartym UW. Ona sprawadza się w wielu dziedzinach. U mnie świetnie pomaga przy sprzątaniu. Zamiast rzucać się od rana w weekend na sprzątanie, gram w głupią grę. Wstaję zrobić kawę i przy okazji zgarniam z szafek w kuchni to co niepotrzebne. Do wieczora porządki mam zrobione bez bólu:)))
UsuńBardzo ładne okreslenia!
To akurat jest moja mocna strona. Jednego czego mogę żałować, to że nie wpadłam na pomysł by - tak jak ta Japonka - na tym zarobić. Mieszkam w domu, a po selekcji książek i oddaniu części kwiatów doniczkowych zmieściłabym się i w kawalerce. Mnie babcia wpoiła taką zasadę - wprowadzając się zaprojektuj szafy i jak z nich zaczynają wystawać rzeczy, zrób selekcję rzeczy, a nie szukaj miejsca na następną szafę, czy półkę.
OdpowiedzUsuńMiałaś mądrą babcię! Moja niestety uwielbiała zakupy. W moim domu jest zdecydowanie za dużo rzeczy. Teraz to widzę!
UsuńTa babcia jest mi bardzo sympatyczna :))
UsuńKtóra?:)))
UsuńA propos pozbywania się książek... istnieje ciekawa instytucja - bookcrossing ( http://www.bookcrossing.com/ ).
OdpowiedzUsuńFunkcjonuje to w ten sposób:
1. Założyć konto i wydrukować sobie naklejki na książki.
2. Zarejestrować książke, której chcemy się pozbyć - dostaniemy numer, który należy wpisać na naklejce.
3. Podrzucić gdzieś książkę - w parku, kawiarni, w tramwaju.
4, Czekać na odzew.
Osoba, która znajdzie książkę przeczyta na naklejce - instrukcję: wejdź na stronę bookcrossing i wpisz nr znalezionej książki i miejsce znalezienia, ewentualnie swoją opinię o książce. Po przeczytaniu możesz ją znowu gdzieś podrzucić.
Osoba, która zapoczątkowała łańcuszek otrzyma informacje o całej drodze książki.
Czytałem historie o nieprawdopodobnych podróżach niektórych książek.
Spróbowałem, niestety jestem ograniczony do książek w jęz. angielskim a te kupuję rzadko i jeszcze rzadziej się ich pozbywam.
Puściłem w obieg chyba 9 książek, nie otrzymałem informacji o żadnej z nich :( Inna rzecz, ze to były kiepskie książki.
Super! Mam jeszcze trochę książek, które chętnie puszczę w świat. I przyznam, że interesuje mnie ich los. Spróbuję. Może mi się poszczęści i trafią w ręce kogoś, kto cos o nich napisze! Dzieki!
UsuńBrava za porzadkowanie. A propos odkrywania nowych rzeczy to wlasnie Trafilam na blog http://za-oceanem.blogspot.com w zakladkach jest duzo promocyjnych okiennek, pomyslalam ze moze takie cos Ciebie zainteresuje, nie wiem niestety jak to zrobic :) artdeco
OdpowiedzUsuńA swoją drogą to mordercza praca i chyba bez końca:))) Dziś znów uzbierałam kilka toreb śmieci. Torbę przydasiów dla ludzi. I pół torby elektro śmieci. Skąd one się biorą?
UsuńDzieki z podpowiedź. Już tam lecę!
Są osoby, które kochają ascetyczne wnętrza. Ja do takich nie należę. Kocham "przydasie" i nie zamierzam się ich pozbywać, dla mnie są swoistymi ocieplaczami domu a że dla kogoś innego są durnostojkami? Nie problem. Na szczęście nie ma tu jednej normy. :)
OdpowiedzUsuńMiędzy jedną ścianą a druga jest olbrzymia przestrzeń. Daj mi szansę i nie umieszczaj mnie na żadnej z tych ścian a po środku. Moje mieszkanie jest w dalszym ciągu pełne mnóstwa rzeczy. Nadal półki na książki są pełne. Tyle że teraz stoją one w jednym rzędzie. Nadal mam sporo drobiazgów na półkach, ale jest ich po prostu mniej i z całą pewnością nie są poupychane po kątach.
UsuńAleż, Słonko! Nie mam najmniejszego zamiaru Cię rozliczać! Raczej chciałam usprawiedliwić własną potrzebę zbieractwa i archiwizowania różności. /Może to lęk, że nic po mnie nie zostanie?...?/
UsuńJasne. Ja chciałam tylko zaznaczyć, że to wyrzucanie to nie jest wariactwo. Miałam wiele rachunków sprzed lat. Na pewno do niczego nie potrzebnych. Wśród książek stosy czytadeł, do których nigdy nie wrócę. Szklanki i szklaneczki nawet nie kupione, ale po musztardach, deserach itp zostawione na zasadzie "przyda się". Kilka pudeł dawno ułożonych puzzli (a poza tym ja teraz układam w necie). Po prostu gdy zaczęłam przeglądać swoje rzeczy, okazało się, że wiele z nich jest niepotrzebnych. Ani to pamiątki, ani z tego nie korzystam. Tego u mnie było (i wciąż jest) mnóstwo. Coś musiałam z tym zrobić.
Usuńjestem na podobnym etapie, bo kupiłam mieszkanie. i choć odbiór kluczy za odległe kilkanaście miesięcy, to widmo przeprowadzki spowodowało uszczuplanie stanu posiadania już dziś. oby się to utrzymało ;-)
OdpowiedzUsuńPrzez lata wynajmowałam mieszkania. Przed każdą przeprowadzką wywalałam kupę rzeczy. Jednak, gdy osiadłam w swoim mieszkaniu... Po prostu obrosłam rzeczami. Życzę by Ciebie jednak to ominęło.
UsuńIlenko, tu jesteś! Jak miło Cię odnaleźć. Ja też nieco zdradziłam blogosferę, ale wracam, wracam, jak córka marnotrawna, tyle że niesystematycznie.
OdpowiedzUsuńPowodzenia na nowej platformie!
Alm.
Dzięki. Trochę poprztykałam się z Bloxem. Tu jest pod pewnymi względami lepiej. Z tym ze na pewno na początku trudniej. Ale pozyjemy, zobaczymy.
Usuń