niedziela, 13 listopada 2016

Akceptacja

Widziałam dziś pewien film. Dziwny film, którego tytułu celowo nie podaję, żeby nie spoilerować. Główna bohaterka wie, co ją w życiu spotka, wie że będą to rzeczy piekielnie bolesne. I ma wybór. Może tak pokierować swoim życiem, że jej te rzeczy nie spotkają. Świadomie nie korzysta z tej możliwości. Dlaczego? Ona tego nie mówi, ale dla mnie to dość oczywiste. W życiu wszystko ma swoją cenę. Prawdziwy ból zwykle poprzedzony jest prawdziwym szczęściem. Rezygnując z bólu, rezygnujemy ze szczęścia...
Myślę, że tym, co jest nam w życiu bardzo potrzebne to akceptacja. Swojego życia, sytuacji, w której jesteśmy, siebie. Jeśli tak naprawdę mamy na coś wpływ, to jedynie na przyszłość. Przeszłości zmienić nie możemy, podobnie jak teraźniejszości. Decyzje, które podejmowaliśmy zawsze były, o czym często zapominamy, najlepsze, na jakie stać nas było w danym momencie, a że potem okazało się być może mogliśmy wybrać lepiej? Nie mogliśmy! Bo nie znaliśmy przyszłości. Proste. A jednak jakże często ludzie zadręczają się myśleniem o wszystkich niewykorzystanych szansach, o błędach... Choć nikt przecież nie wiem, do czego doprowadziłyby te wykorzystane szanse, choć prawdopodobnie bez naszych błędów dziś nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy. 
Umiejętność akceptowania siebie to nie błogosławieństwo. Umiejętność akceptowania siebie to ciężka praca, to wiele godzin spędzonych na analizowaniu siebie i poznawaniu siebie.


P.S. Mamy taka porę roku, że zaczyna nam dramatycznie brakować słońca. Wierzcie, że czasami da się to odczuć. Kochani, witamina D potrafi działać cuda. Bierzcie ją, a może o jedna przykrość zrobicie komuś mniej.

12 komentarzy:

  1. kobietawbarwachjesieni:
    Piękny i bardzo prawdziwy wpis. Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś w całości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Tobą Ilenko.
    To rozgoryczenie, o którym wspomniałaś, czasem zatrzymuje w miejscu, a czasem przeradza się w zgorzknienie, a to uczucie już nie najlepiej służy temu kto go posiada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mnie zastanawiało, że ludzie tyle energii wkładają na rozdzieraniu szat, które i tak dawno już wyszły z mody. To niestety przejawia się na tylu płaszczyznach...:(((

      Usuń
  3. Przyszłam do Ciebie od Ikroopki.
    I też się z Tobą zgadzam.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś. mam nadzieje na miłą znajomość. Biegnę więc z rewizytą zapoznawczą:)))

      Usuń
  4. Wiekszosc ludzi, z którymi na taki temat rozmawialam, nie ma ochoty cofnac czasu, miec znowu 15 czy 20 lat, wola byc soba i teraz. Ciekawe.

    Co do slonca czy swiatla- nawet w listopadzie wystarcza godzine czy dwie spacerowac, niezaleznie, jakie niebo, czy sloneczne, jak u mnie teraz, czy zachmurzone i pada deszcz. Ale bez psa to jakos trudno by sie bylo zmobilizowac, to insza inszosc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bym nie chciała cofnąć czasu. Fajnie byłoby mieć mniej lat fizycznie, ale gdybym w pakiecie miała dostać zwrot tamtych emocji, rozterek... Nie, dziękuję.
      Co do witaminy, to ja naprawdę bardzo polecam. W zeszłym roku sprawdziłam to na sobie, bo nie wierzyłam w działanie i po skończeniu się opakowania, które dostałam w prezencie, przestałam brać. Natychmiast poczułam zmianę na gorsze. Poprawiło się, gdy karnie poszłam do apteki, kupiłam nową witaminkę i znów zaczęłam brać.

      Usuń
  5. Jakoś nie chciałabym wracać do siebie sprzed lat, chociaż mam świadomość popełnionych błędów! Wolę powoli już teraz iść do przodu, i dzięki opatrzności, nie muszę "dopalaczy" brać. Nawet brak słońca parę razy do roku, szczególnie mi nie przeszkadza. No i staram się uśmiechać, a Tobie podsyłam Ciepłe i Puchate. Cały worek, a co! :-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znaczy ja może bym do siebie wróciła, ale nie po to, żeby cokolwiek zmieniać, ale żeby pogadać ze sobą sprzed lat. Myślę, że taka rozmowa obu by nam się przydała:)))

      Usuń