niedziela, 27 listopada 2016

Czego ode mnie chcą?

Wstęp: Jakiś czas temu dostałam mandat. I to nie byle jaki, bo musiałam zapłacić 300 zł za parkowanie na skrzyżowaniu. Gdy poinformowano mnie, ze do tego wykroczenia doszło, bardzo się zdziwiłam, bo nie mam zwyczaju parkowania na skrzyżowaniach. Z listu od Straży Miejskiej nie wynikało, gdzie dokładnie stałam, ale pogrzebałam w pamięci i rzeczywiście raz stanęłam nie w zatoczce parkingowej a tuż obok. Skrzyżowania jednak z tego miejsca niemal nie było widać. 
Natychmiast przypomniała mi się więc sytuacja z "Misia". - A gdyby tutaj staruszka przechodziła do domu starców, a tego domu wczoraj by jeszcze nie było, a dzisiaj już by był, to wy byście staruszkę przejechali, tak? A to być może wasza matka! Udałam się więc po pomoc do kolegów zajmujących się zawodowo motoryzacją i wszystkim z tym związanym. Włączyli mapę satelitarną, za pomocą linijki przeliczyli milimetry na metry, zerknęli do kodeksu i powiedzieli, żebym lepiej zapłaciła.
Powód wpisu: Mandat dostałam za parkowanie pod firmą, w której pracuję. Tak się więc składa, że często przechodzę obok miejsca, na którym straciłam 300 zł. Zawsze stoi tam kilka samochodów. Miałam nawet pomysł, żeby im informację władać za wycieraczki, ale jestem na to za leniwa. Gdy jednak przyuważyłam pewną kobietę parkującą w momencie, gdy tamtędy przechodziłam, postanowiłam podejść.
- Przepraszam bardzo, ale gdy ja tu zaparkowałam, to dostałam mandat 300 zł, bo...
- Ale ja nie mam gdzie zaparkować, a idę do pracy.
- Ja też nie miałam. Uprzedzam tylko, że to kosztuje 300 zł. Taniej wychodzi płatny parking.
- Ale ja naprawdę pierwszy raz...
- Ja tylko uprzedzam.
- Ale ja...
- Ja uprzedziłam, a co pani zrobi, to nie moja sprawa - zakończyłam tę dość głupią wymianę zdań.
Minęło kilka tygodni i znów zauważyłam parkującego tam kierowcę.
Przepraszam bardzo, ale gdy ja tu zaparkowałam, to dostałam mandat 300 zł, bo...
- Co panią obchodzi gdzie ja parkuję?
- Nic mnie nie obchodzi, chciałam tylko ostrzec, bo tu często chodzi straż miejska.
- Będę stał gdzie chcę i nic pani do tego.
- Ma pan rację. Jest pan gburem i żal mojej uprzejmości dla pana - i poszłam sobie. Pozytywne intencje z początku rozmowy przeszły w intencje negatywne i bardzo mu życzyłam mandatu.
Już nikogo nie ostrzegam. Mam to w doopie, w końcu straż miejska też musi z czegoś żyć.
Wnioski. To są zaledwie dwa przykłady, ale mogę podać więcej. Otóż tak się jakoś porobiło, że ludzie nie spodziewają się od innych zbyt wiele dobrego. Osoby, o których napisałam, wzięły mnie prawdopodobnie za upierdliwą babę, która ich poucza, gdzie można stawać, a gdzie nie można. Tak to sobie tłumaczą wykazując przy tym sporo optymizmu. Najprawdopodobniej do głowy im nie przyszło, ze ktoś może ich życzliwie uprzedzać, żeby nie powtórzyli jego błędu. Przyznam, że nie jest to fajne. I tak sobie myślę, że sporo ostatnio mówi się o patriotyzmie, o obronie przed zewnętrznym wrogiem. Jeśli tak dalej pójdzie, to żaden zewnętrzny wróg nam nie będzie potrzebny. Sami wszystko za niego zrobimy.

Zmiana nastroju. Trochę starego dobrego Okudżawy w miksie z Osiecką. I jak na sojusz polsko-rosyjski przystało niech będą dwie wersje językowe. 






21 komentarzy:

  1. Widzę, ze straciłaś ochotę na akcję uśmiech. Jakoś mnie to nie dziwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście zaniedbałam tę akcję, ale jest to trochę jak walka z wiatrakami:((((

      Usuń
  2. Napisałaś Ilenko, że te osoby "wzięły mnie prawdopodobnie za upierdliwa babę, która ich poucza" - ja bym powiedziała, że nie umieją słuchać ze zrozumieniem.
    Zadziwiająca reakcja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo prawdopodobnie rzeczywiście nie słuchały mnie. W połowie rozmowy z tą panią miałam wrażenie, że bierze mnie za kogoś ze straży miejskiej. Parę razy powtórzyłam, ze ja tylko ostrzegam, bo sama weszłam na minę. Słowa jednak miały małe znaczenie. Czepiam się i tyle. Tak oni to pojmowali. Raczej ogarniam swoje reakcje, więc jestem pewna, ze to nie moja postawa to spowodowała. Ludzie po prostu bronią się na wszelki wypadek.

      Usuń
  3. Wydaje mi się, że jest to typowa reakcja.
    Osoby, którym zwracałaś uwagę instynktownie przybierały pozycję obronną - albo próbowały się tłumaczyć, albo reagowały agresywnie. Nie docierało do nich, że Twoją intencją było im pomóc gdyż jednak istotą był fakt, ze zrobili coś niezgodnie z przepisami.
    Nie wyciągałbym z tego wniosków natury społecznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lechu, własnie o to mi chodzi, ze to typowa reakcja. Być może jest to reakcja atawistyczna. Mam jednak wrażenie, że nawet gdyby tak ja traktować, to jednak wynika ona z tego, że każdy obcy jest podejrzany. Z tym że żyjemy wreszcie we własnym domu, czas byłoby przyjąć, że w tym własnym domu żyją współplemieńcy.

      Usuń
  4. Niestety zyczliwosc juz dawno nie jest polska cecha. I masz racje - nie bedzie potrzeby wojny z obcym, my siebie mozemy przyslowiowo pozabijac. I niestety lepiej pewnie nie bedzie, bo przyklad idzie z tzw. gory politycznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem, czy to nie jest trend ogólnoświatowy. U Lecha na blogu jest zaprezentowana książka, która chyba sporo wyjaśnia w kwestii. Im jesteśmy od siebie bliżej, tym jesteśmy dalej. A poza tym chyba lekko siada koncentracja uwagi. Mało kto doczytuje teksty do końca i mało kto uważnie słucha. Bo problemem jest, że oni prawdopodobnie słyszeli co piate moje słowo:(((

      Usuń
    2. jesienna:
      Pewno nie spodziewamy się żadnych życzliwości ze strony innych osób. Smutne to jest, ale skądś się to wzięło.

      Usuń
  5. Nie wiem jak jest na świecie bo rzadko bywam, ale mam wrażenie, że nasze społeczeństwo jest nastawione na konfrontację. Nie ma dyskusji jest konfrontacja, nie ma zrozumienia dla drugiego jest od razu ustawka na stroszenie piórek i odparcie ewentualnego ataku, mam wrażenie, że jednostki życzliwe i pomocne są na wymarciu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. W dyskusji osoba, która się z nami nie zgadza często traktowana jest jako osoba, która jest przeciwko nam. Nie jest to wszystko fajne:(((

      Usuń
  6. Ja uważam że ileś zakazów ruchu, jest nieadekwatna do potrzeb,
    a straż miejska, to w ogóle jest zbędna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce jest tak, że ludzie maja tendencję do przekraczania przepisów, więc przepisy się zaostrza, żeby jednak kierowcy nie przeginali i tak tworzy się zamknięte koło. A straż miejska... Poddałeś mi pewien pomysł na wpis, dokończę więc wątek wieczorem:)))

      Usuń
  7. A lekarstwa na to żadnego. To już nam tylko wewnętrzna emigracja pozostała?... Niemożliwe. Musi być jakieś wyjście z tej matni ogólnego niezrozumienia...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wewnętrzna emigracja to nie jest zły pomysł w każdej sytuacji. A poza tym róbmy swoje, jak radzi mistrz Młynarski. Facet, z którym rozmawiałam o parkowaniu rozeźlił mnie, ale na chwilę. Nie złapałam za telefon, żeby donieść na niego. Albo na kogokolwiek innego. Bo nie działam z zasadą, że jeśli ja zapłaciłam, to niech inni też płacą. Nadal pewnie będę wysiadać na światłach, żeby zwrócić uwagę osobie przede mną, która wrzuciła kierunkowskaz, że tu jest od pewnego czasu zakaz skrętu:)))

      Usuń
  8. Powrócę jeszcze raz do sprawy pierwotnego instynktu, który nakazuje w pierwszej kolejności przyjąc postawę obronną. Kiedys pracowałem w fabryce, była tam tłocznia, an której było wiele wypadków ucięcia palca.
    Kierownik tłoczni powiedział mi, że pierwszą reakcją osoby, ktora straciła w ten sposób palec było - schować dłoń i udawać głupiego. Dopiero za kilka sekund rozlegał się krzyk bólu i wołanie o pomoc.
    Ci ludzie widzieli już takie wypadki, wiedzieli, że pomoc medyczna jest pilnie potrzebna i zostanie im udzielona. A jednak pierwszą reakcją było - to nie ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reakcja samoobronna. Mam wrażenie, że w tym wypadku działał wstyd. Miałam kiedyś przypadek taki, że szłam po schodach i jadłam śliwki. Jedną się zakrztusiłam. To była bardzo poważna sprawa. Czułam, że chwila i po mnie, ale moja myśl wtedy była jedna - co ta obciach. I choć stało się to na klatce schodowej, choć mogłam zapukać do którychkolwiek drzwi, to nie zrobiłam tego. Bo się wstydziłam. Do dziś wspominam ze zdziwieniem swoje zachowanie. Myślę, że z tymi pracownikami było podobnie.

      Usuń
  9. To są bardzo podobne sytuacje do tych, gdy idziesz ulicą i uśmiechasz się do ludzi! Rzadko ktoś się odwzajemni uśmiechem, prędzej popuka się w czoło lub rzuci coś niecenzuralnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, choć moje uśmiechy wywołują raczej zakłopotanie typu "czy ja ją znam?" lub "czy ze mną jest coś nie tak i ona się ze mnie śmieje?":)))

      Usuń
  10. Nie zmusisz nikogo do jego szczescia, jakim byloby zaoszczedzenie tych 300 zlotych ;)
    Inaczej mówiac, wola czlowieka jest jego królestwem niebieskim. Takie tutaj przyslowie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dlatego lepiej nie narzucać się z pomocą, gdy cie o to nie proszą:)))

      Usuń