wtorek, 28 lutego 2017

Dzieci-kaktusy?

Rzeczą całkowicie naturalną jest, że dzieci buntują się przeciwko rodzicom. To proces tak oczywisty jak proces zmieniających się pór roku, pływów i odpływów czy wschodów i zachodów słońca. Bunt wygląda różnie i nie musi objawiać się rękoczynami czy choćby rzucaniem obelg. Czasami nowe pokolenie w milczeniu robi swoje i ma w nosie opinie starszych.
Za mojego życia młodzi zerwali z pruderią, zbuntowali się przeciwko konsumpcjonizmowi rodziców, zrezygnowali z poświęcenia rodzinie na rzecz wolności osobistych, w Polsce oleli ustrój, który wiązał ręce ich rodzicom, a następnie zbuntowali się przeciwko życiu dla idei i postawili na radosny konsumpcjonizm. To oczywiście bardzo pobieżny przegląd buntów z minionych dziesięcioleci, bo znalazłoby się jeszcze kilka.
Minione lata to całkowity luz. Pamiętam jak byłam zdziwiona, gdy przyjaciółka opowiadała mi o tym, jak jej córka wysłała jej SMS z informacją, że właśnie przestała być dziewicą. Było z tego powodu święto w domu. Nie wyobrażam sobie siebie i mojej matki w podobnej sytuacji, choć dość wcześnie przestano mi wmawiać bociany. Obserwuję często w sklepach mamy z córkami, które razem kupują sobie ciuchy. Ja z moją matką toczyłam prawdziwą wojnę, bo ona była ciągle na skraju rozpaczy widząc moje stroje. Ale my na swoich rodziców mówiliśmy "starzy", a granica miedzy nami a starymi była bardzo wyraźna.
Żeby była jasność, ja nie oceniam. Bo po prostu nie potrafię. Ja jedynie zauważam, że tak jak po wschodzie jest zachód, a po odpływie przypływ, tak być może dzieje się z obecną młodzieżą. Narzekamy, że dzieciaki nie biorą udziału w manifestacjach. Fakt, nie biorą. Byłam na ostatniej miesięcznicy i czułam się młodo w tym towarzystwie. Byłam w sobotę pod Sejmem i aż dziw, że nie traktowano mnie jak smarkacza. A mam 55 lat! Sama narzekam, że młodzież ma to w nosie. Narzekają moi znajomi... A może to wcale nie tak? A może obserwujemy właśnie kolejny bunt młodzieży? Może dzisiejsza młodzież chce granic? Może ma dość luzu? Niemożliwe? Nauczyciele pewnie znają nazwisko Johna Dewey'a. Bardzo wulgaryzując, ten pan wymyślił, że najlepiej uczyć się przez osobiste doświadczenie. Dzieci same więc wymyślały, co będą robić na zajęciach. Ponoć był przypadek, że przyszła do niego uczennica i zapytała: - Czy dziś znów musimy robić to, co chcemy?
Może ten powrót do Kościoła, te ciągoty nacjonalistyczne to właśnie efekt zmęczenia luzem? Może dzieciaki zwracają się w stronę prawicy, bo buntują się przeciwko radosnemu konsumpcjonizmowi rodziców? Tak jak dzieci-kwiaty w latach 60. Tyle że teraz to już raczej dzieci-kaktusy. Nie pierwsze w historii świata.
W tym momencie chyba nawet nie wypadałoby dać innego kawałka muzycznego:



19 komentarzy:

  1. "Może dzisiejsza młodzież chce granic? Może ma dość luzu?" - może nie młodzież, a pokolenie naszych dzieci, późni trzydziestolatkowie?
    Oni widzą konsekwencję obecnej władzy, a nie zdaja sobie sprawy do czego ona, ta władza, może doprowadzić, bo nie mają naszych doświadczeń. Jak sie obudzą z ręką w nocniku będzie za późno:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coraz więcej młodych ludzi (późni trzydziestolatkowie to jednak już nie młodzież) kieruje się w stronę Kościoła lub ruchów nacjonalistycznych. Jest jakiś tego powód. Późni trzydziestolatkowie to ich rodzice. To pokolenie bezideowe, pochłonięte zarabianiem i wydawaniem pieniędzy i zajęte tym by utrzymać wrażenie bycia młodymi. Ich dzieci nie chcą iść ich drogą. I szukają własnej. Może właśnie znajdują ją w skrajnościach?

      Usuń
    2. I jedno, i drugie niepokoi.

      Usuń
    3. A wiesz, że ja już przestałam się niepokoić? Nie to, żebym uznała, że będzie dobrze, ale po prostu pogodziłam się, że będzie źle. I nawet mnie nieco interesuje jak bardzo źle. Plus pewnego wieku:(((

      Usuń
  2. Ja właściwie nie przeżywałem młodzieżowych uniesień. Wojna, bieda, po wojnie zaliczenie technikum, na zasadzie obowiązkowego podporządkowania szkolnego. Nie można było prezentować stylu bikiniarz: (długie włosy, kolorowe skarpetki, itp.) Rodzice, raczej nie ingerowali w moją naukę, a stosunek: rodzice – dzieci, wynikał z przyjętych, ustalonych reguł. W wieku 18 lat, po zdaniu technikum, podjąłem pracę i rozstałem się z rodzicami. To o czym piszesz, to raczej uwydatniło się w Twoim pokoleniu. Dzisiejszą młodzież to już chyba obserwuję z innego dystansu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym stopniu to następuje w każdym pokoleniu, ale nie u każdego. Młodzi zawsze chcieli żyć po swojemu, porzucali rodzinne strony, sięgali wyżej niż rodzice, dokonywali wynalazków. To się różnie objawia, ale zawsze porusza światem.

      Usuń
    2. Sfera polityczna to jedno, obyczajowa drugie; czasem mam wrażenie, że my bylismy nowoczesniejsi w poglądach niż dzisiejsza młodzież:)

      Usuń
    3. Chyba tak, ale wydaje mi się, że to też jest cykliczna sprawa. W historii okresy obyczajowego luzu przyplątają się z okresami posuchy:)))

      Usuń
  3. Może to niechęć do multikulti, która niszczy kontynent, jak zaraza? Może to chęć ocalenia tożsamości, kultury, religii? Ja się cieszę, że młodzi ludzie nie angażują się w te goowniane rozgrywki. Jest nadzieja, że kiedy przyjdzie ich czas, pogonią w cholerę tych wszystkich cwaniaków z lewa i z prawa i może w końcu stworzą coś uczciwszego? Naiwna jestem, wiem. Ale... Nadzieja, wiadomo, umiera ostatnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim wypadku niechęć jest skutkiem, a nie przyczyną. I szczerze mówiąc nie uważam, żeby młodzi musieli kogokolwiek pogonić. Wystarczy, że poczekają:))) A serio, to czy próbujesz sobie zwizualizować proces tego pogonienia? Przyznam, że nie znam w historii świata przypadku, że jedna grupa pogoniła drugą pokojowo. Może więc na których liczysz uda się ocalić tożsamość, kulturę, religię, czymkolwiek by one nie były. Mało jednak prawdopodobne by ktoś z czytających to przeżył.

      Usuń
    2. Ludzie o poglądach takich jak Eva (ciekawi mnie ile masz lat, Evo?) manipulują młodzieżą, a że moje (i 5 lat młodszej Ilenki zarazem) popełniło taki błąd, że nie pozostawiło trwałych, nazwijmy to:instytucji, reprezentująch stroną inną niż kościól, polski kościół, to młodzież ciągnie do tego, co jest widocznie reprezentowane, a nie to rozproszone tu i ówdzie, nie wiedząc jak ryzykownie się cofa. A w multi-kulti nic złego nie ma, przeciwnie, to wolność i szacunek dla innych (coś innego niż tolerancja).Spędziłam trzy miesiące w multikulturowym Paryżu pod koniec lat 80, nic piękniejszego od atmosfery tego miasta wtedy. Jaka szkoda, jaka strata, choć wierzę, że mimo wszystko Frncja nie da się wepchnąć w modną dziś, a jakże mi wstrętną, ideologię. Trzymam kciuki za wybory u nich. Disiejsza Polska mnie już tylko zasmuca.

      Usuń
    3. Urodziłam się, żeby być wolna, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Boli mnie gdy widzę jak ludzie sami te wolność chcą sobie ograniczać. Ze strachu, z niewiedzy, bo to modne... Nie wiem, czy znasz to: https://www.youtube.com/watch?v=EpiAoOImJ8k Tak cudownie byłoby, gdybyśmy mogli żyć w zgodzie na tym samym świecie. Miejsca jest dla wszystkich. Ale my wolimy zabijać się w imie mitów. Wrrr!

      Usuń
    4. Obłomówna, mam 56 lat. Nikim nie manipuluje. Jestem osobą bardzo tolerancyjną i lubię różnorodność, w tym rasową i kulturową. Lubię tak długo, jak długo wszyscy są sobie życzliwi i przyjaźni. Niestety, obecne multikulti kojarzy mi się z bardzo złymi rzeczami. Paryż lat 80-tych to zupełnie inny Paryż, niż obecny. Tak,jak kiedyś marzyłam o świecie bez granic, tak teraz marzę, by świat granice zachował i by ich dobrze strzegł. Jestem nadal utopistką, ale nie jestem głucha i ślepa, a także myślę i wyciągam wnioski. Widzę zagrożenia, których wiele osób nie dostrzega. Nie stoję po żadnej z polskich partii politycznych, ale potrafię widzieć dobre i złe zagrywki obu stron. Kompromis to jest to, czego nam potrzeba w życiu publicznym i prywatnym. I w ogóle. Musiałabym napisać kilka tomów, żeby wszystko wyłożyć, ale ani mi się chce pisać, ani innym czytać :D Więc pozdrawiam cieplutko ;)

      Usuń
  4. psychologia, w tym psychologia rozwojowa, twierdzi, że dzieci i młodzi, jeszcze niedojrzali ludzie, ZAWSZE potrzebują jasnych granic i tak zwanych norm, o których wiedzą, że obowiązują. Dziecięce bunty to jest testowanie dorosłych, czy te granice potrafią wskazać i utrzymać.
    Dziwi mnie trochę, że na równej linii stawiasz kierowanie się w stronę Kościoła i ruchów nacjonalistycznych, natomiast nie uwzględniasz w tej wyliczance utożsamiania się z partiami politycznymi. Każda organizacja daje poczucie przynależności do określonej wspólnoty, ale chyba założenia i cele ich działalności są różne. Tak naprawdę nawet ruch społeczny może przerodzić się w sformalizowane partyjniactwo.
    No i myślę, że współczesna młodzież owszem, nawet się buntuje i zrzesza, dość nieformalnie, ich organizacją jest Internet, Instagram, Facebook, Twitter i tym podobne ;-) Ich życie naprawdę toczy się w innej niż nasza przestrzeni.

    kolewoczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie dziwi, że Ciebie dziwi:))) Wydaje mi się, że partie polityczne już jakiś czas temu zaczęły być postrzegane jako miejsca robienia kariery. Jedni chcą być prawnikami, inni lekarzami, a jeszcze inni politykami. Młodzieżówki partyjne nie są więc kuźnią postaw ideologicznych a raczej stażem zawodowym. Przynależność do wspólnoty z pewnością dla wielu osób jest bardzo ważna. I z pewnością jest motorem przynajmniej części działań.
      Ten nie jest w żadnym razie nawet próba analizy postaw współczesnej młodzieży. Na to akurat jestem zbyt niekompetentna, a poza tym nie odczuwam potrzeby takiej analizy. Odczuwam jednak potrzebę zrozumienia, czemu wokół mnie pojawia się coraz więcej wręcz ocierających się o dewocję (mam na myśli osoby młode). Odczuwam potrzebę zrozumienia, skąd w polskiej młodzieży nacjonalizm wręcz ocierający się o faszyzm. I tak to sobie tłumaczę. Może tłumaczę sobie źle. Dla mnie jednak wartością są pytania, a nie odpowiedzi.

      Usuń
    2. I mnie dziwi, że Anonima dziwi. Że co? Ze o kościele, a nie o partiach? Przecież to skró myślowy taki jasny, co kościele to i przynależnych mu partiach (tej jednej wiadomo, z przybudówkkami, tej, co się po wyborach odwdzięczyla za wsparcie głowie kościoła, tej głowie, co ponad prymasa wystaje. O polski kosciół, bo Franciszka w żadnej mierze urazić nie chcę.
      A Ilenka, jakież to smutne, ma ostatnio rację we wszystkim, w diagnozie o kaktusach też. Dzieci dorastające dziwaczeją, wiele z nich, też to widzę dewocieje, wstrzyknięto im chorobotwòrczego wirusa. Za spokoj i pewnosc, jaką daje wiara, rezygnują z wyrobienia w sobie odwagi na to, by powiedziec: swiat?, kosmos? Zimia? Zycie? Człowiek? Czy "umrę wszystek"? A jesli nie chcę umrzeć? - więc nie mają odwagi, by odpowiedzieć sobie na te pytania zgodnie z prawdą: nie wiem i nieomal jest pewne, że nie dowiem się nigdy. Nie mają odwagi i,co gorzej, woli "by bez oparcia w świece nadprzyrodzonym" zadecydować: stać mnie mimo to, by żyć uczciwie tj. szanować wolność, inność, chronić zasady, myśleć samodzielnie, nie wierzyć ani Bogu, ani człowiekowi, nie zarzynać Izaaka, nie strzelać na rozkaz, nie niszczyć ludzi na polecenie, nie przywłaszczać sobie cudzego (jak kościół), nie wyłudzać, nie kłamać, jeśli nie jest to konieczne i służy dobru, by nie być aragonckim, nie pogardzać innymi, przestrzegać szeregu zasad tuwymienionych i jeszcze trochę więcej - które ultraprawica nazywa brakiem zasad. "A jakie wy możecie mieć zasady, skoro nie wierzycie w Boga?" - tak piszą arogancko, mimo że życie - nasze własne jako osób, nasze, i ich także - najpewniej jest "przewidziane" jako projekt bez kontynuacji. Akceptacja ludzkiej skończońości daje komfort, nie jesteśmy wtedy dyspozycyjni (możemy nie brać udziału w złu, które nam zalecają czesto podstępnie, a jesteśmy decyzyjni, wolno nam wybrać dobro, mimo że je malują fałszywie jako zły postępek. Zabrakło młodzieży chowania w duchu cywilnej odwagi, a tymczasem ktoś tę młodzież kradnie, pchając broń w rękę i ćwicząc celność, by za chwilę nie zawahać się tej młodzieży użyć wg swej woli. Czy rokazodawcy widzą w tej młodzieży ludzi?, bardzo wątpię, to raczej narzędzie, duże, bezgłowe, wielocynglowe, niezawodne.Biedny jest nasz kraj.

      Usuń
    3. To jest ta dramatyczna różnica pokoleń. Ja zostałam wychowana ideowo. Nawet nie wnikam w to, czy to dobrze, czy to źle. Po prostu od dziecka wbijano mi do głowy, ze nie jestem sama na świecie i że nie żyję tylko dla siebie. Potem to się zmieniło. Należało żyć właśnie dla siebie, egoizm nagle stał się zaletą. Na dodatek szlag trafił tradycyjne podziały społeczne powiązane z wiedzą. Nauczyciel, lekarz, prawnik - te zawody miały kiedy renomę, bo ich reprezentanci wiedzieli więcej. Dziś wiedza potaniała, w cenie jest technologia (znów odwrócenie normalnego porządku - teraz młodzi uczą starych), a szacunek do człowieka liczony jest stanem jego konta. No i mamy co mamy:(((
      Podoba mi się to co napisałaś o tzw. braku zasad. Mnie po prostu szlag trafia, gdy słyszę kolejnego chrześcijanina, który podkreśla, że on jest chrześcijaninem, więc wierzy w pewne zasady. A tymczasem większość tych zasad jest uniwersalna. Ateiści maja zasady takie same. Tyle że nie latają do kościoła. Ale rzeczywiście KK ładnie to podaje na tacy i spragnieni porządku młodzi ludzie czasami się na to łapią.

      Usuń
  5. Powoli wracam do naszej rzeczywistości ...
    Z perspektywy swoich lat, chyba za bardzo uogólnisz. To że idzie pokolenie uciekające od wolności do kościoła moje znajome nauczycielki mówiły mi już wiele lat temu. Cieszą dziś serca kato-prawicy. A tymczasem te same znajome nauczycielki mówią mi, że w szkole rośnie kolejne pokolenie. Już nie będą cieszyli ser kato-prawicy. Inna sprawa, że liberalnych serc tez nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam nieco o Tobie!
      Będziesz miała sporo do nadrabiania. Przeczytaj mój post o okresie, gdy na cztery dni ruszyłam się z Warszawy. Po powrocie nie poznałam Polski:)))
      Może uogólniam, ja w ogóle zbyt wiele o prawdziwej młodzieży nie wiem - w pracy mam jednak takich od 30 lat w górę. Młodzież w każdym razie nie jest moją pociechą na stare lata:)))

      Usuń