niedziela, 8 stycznia 2017

Ciocia Dobra Rada

Strach jest uczuciem, które stale nam towarzyszy. Czego jednak najbardziej się boimy? Nieznanego. (w tym miejscu znajdował się fragment o tym, ze uchodźców boją się gównie ludzie słabiej wykształceni i gorzej sytuowani, którzy tzw. innych znają głównie z przekazów innych. Użyłam tego przykładu niepotrzebnie, gdyż niczemu nie służył, a prowokował do dyskusji na inny temat. Przepraszam za długie wyjaśnienie, ale zostałam posądzona o manipulację, a na pewno niektórych w ten sposób uraziłam. Mam nadzieję, że to załatwia sprawę). Boimy się, że zachorujemy, że stracimy pracę, że umrze ktoś nam bliski, że zginiemy w obcym mieście, że partner zdradzi, że dzieci zejdą na złą drogę... A kiedy przestajemy się bać? Kiedy zachorujemy, stracimy pracę, gdy musimy pochować kogoś bliskiego, kiedy sąd orzeknie rozwód, a dziecko mocno narozrabia... Bo wtedy już nie mamy się, czego bać.
Dziś mamy skomplikowana sytuację w kraju. Wygrała formacja, z którą się wielu z nas nie zgadza. Boimy się o demokracje, o praworządność, jednym słowem o przyszłość. Moim zdaniem powinniśmy przestać się bać. Po pierwsze dlatego, że w tej akurat sprawie nic od nas nie zależy. To znaczy nie zależy od każdego z nas z osobna. Bardzo polecam powieść (nie film!) "Ostatni brzeg" Nevila Shute'a. Była wojna atomowa, ktoś przycisnął guzik i życie na świecie za chwilę przestanie istnieć przez promieniowanie. Australijczycy wiedzą, że za kilka miesięcy dojdzie to do nich. Jak reagują? Ta powieść naprawdę świetnie układa w głowie pewne rzeczy. My jesteśmy w lepszej sytuacji, bo sprawa nie jest przesądzona. A może w gorszej, bo dlatego się miotamy?
Niech każdy z Was wyobrazi sobie, że PiS będzie rządził jeszcze długo. Co to oznacza dla każdego z nas? Że będzie biedniej, głównie dla tych, którym teraz się lepiej powodzi, przy czym mam na myśli nie tylko bogaczy, ale takich ludzi jak ja. Co dla mnie to oznacza? Że pewnie już nie wyjadę na wycieczkę zagraniczną. A chciałam odwiedzić Paryż, iść do katedry w Barcelonie, pojechać na Maltę. A jak Bóg da, to spełnić marzenia malutkiej dziewczynki, która w jakiejś książce przeczytała, że Kostaryka to kraj, gdzie kwiaty wyrastają nawet z kamieni. Dziś mam szansę spełnić te marzenia. Jutro raczej nie. Przeżyję. Mam kupę książek, mnóstwo audiobooków i co najmniej kilkaset płyt DVD z filmami. Przeżyję więc wszystkie klęski. Byle był prąd.
Tym co jest najważniejsze w naszym życiu jesteśmy my sami. Nasze szczęście zależy od wielu rzeczy, niekoniecznie od pieniędzy. Wolność to też nasza osobista sprawa. W latach 80. zdawałam na dziennikarkę. Przeszłam przez pisemny egzamin i na ustnym dostałam pytanie o zapisie w Konstytucji o przewodniej roli PZPR. Podniosłam niewinne oczęta na komisję i zapytałam ze szczerym zdziwieniem: - Serio coś takiego jest w konstytucji? To po co mamy wybory? I mimo to zdałam egzamin. Do dziś podejrzewam, że panowie bardzo w tym momencie zazdrościli mojej niewiedzy. Albo uznali to za wyczerpującą odpowiedź. Chodzi mi w każdym razie o to, ze każdym układzie sami sobie wyznaczamy granice naszej osobistej wolności. 
A na każdy strach jest jedna rada. Spróbujmy sobie wyobrazić najgorsze, co nas może spotkać. Zwykle to jest mniej straszne od naszego strachu.
Poniżej kawałek muzyczny na ocieplenie nastroju. A pod piosenka w ramach lektury nadobowiązkowej piękna baśń Andersena o szukaniu szczęścia.




Hans Christian Andersen
Talizman 
Byli sobie pewnego razu królewicz i królewna, którzy przeżywali jeszcze miodowe miesiące. Czuli się bezgranicznie szczęśliwi, niepokoiła ich tylko jedna myśl; czy zawsze będą tacy szczęśliwi jak obecnie. Dlatego pragnęli mieć talizman, który by potrafił zabezpieczyć ich przed niesnaskami w małżeństwie. Często słyszeli o człowieku, który mieszkał w lesie i był poważany przez wszystkich za swoją mądrość: potrafił dać dobrą radę w każdym nieszczęściu i w każdej biedzie. 
Królewicz i królewna udali się więc do niego i opowiedzieli, co im leżało na sercu. Wysłuchawszy ich, mądry człowiek powiedział:
- Podróżujcie po wszystkich krajach świata i gdy spotkacie zgodne małżeństwo, poproście, aby wam dali mały skrawek bielizny, jaką mają na sobie, i noście go zawsze przy sobie. To jest najlepszy sposób. 
Królewicz z królewną wsiedli na konie i odjechali. Wkrótce posłyszeli o pewnym rycerzu, który podobno miał wieść szczęśliwy żywot ze swą małżonką. Udali się więc na zamek i zapytali ich sami, czy rzeczywiście byli tak radzi ze swego małżeństwa, jak głosiła fama. 
- Tak jest - brzmiała odpowiedź. - Tylko jednego nam brak: nie mamy dzieci. 
Tu więc nie można było znaleźć talizmanu i królewicz z królewną musieli pojechać dalej, aby znaleźć w pełni zadowolone małżeństwo. 
Przybyli do miasta, w którym - jak słyszeli - mieszkał uczony człowiek żyjący ze swą żoną w największej harmonii i zadowoleniu. Poszli do niego i zapytali podobnie jak poprzednio, czy istotnie jest tak szczęśliwy w swym małżeństwie, jak to ludzie opowiadają. 
- Tak, jestem szczęśliwy - odpowiedział mąż - moja żona i ja żyjemy z sobą doskonale, ale mamy za dużo dzieci, sprawiają nam one wiele zmartwień i kłopotów. 
A więc i tu nie można było znaleźć talizmanu i królewicz z królewną pojechali dalej po kraju, wypytując się wszędzie o zadowolone małżeństwa, ale nikt się nie zgłaszał. 
Pewnego dnia, gdy jechali konno przez pola i łąki - zauważyli niedaleko od drogi pastucha, który radośnie przygrywał na fujarce. W tej samej chwili podeszła do niego kobieta z dzieckiem na ręku, prowadząc małego chłopczyka. Gdy pastuch ją zobaczył, wyszedł jej naprzeciw, przywitał się z nią serdecznie i wziął od matki małe dziecko, całował je i pieścił. Pies pastucha podszedł do chłopca, lizał jego małą rączkę, szczekał i skakał z radości. Tymczasem kobieta postawiła garnczek, który przyniosła, i powiedziała: 
- Siadaj, stary, i jedz. 
Mąż usiadł i zabrał się do jedzenia, ale pierwszy kęs dał małemu dziecku, drugi podzielił między chłopca i psa. 
Królewicz i królewna widzieli i słyszeli to wszystko. Podeszli teraz bliżej i przemówili do nich: 
- Wy jesteście chyba szczęśliwym i zadowolonym małżeństwem? - Jesteśmy istotnie szczęśliwym małżeństwem - odpowiedział mąż. 
- Dzięki Bogu! Żaden królewicz i królewna nie mogliby być szczęśliwsi od nas. 
- W takim razie, posłuchajcie - powiedział królewicz - zróbcie nam przysługę, której nie pożałujecie. Dajcie nam mały skrawek koszuli, którą macie na sobie.
Na te słowa pasterz i jego żona spojrzeli dziwnie po sobie; wreszcie mężczyzna powiedział: 
- Bóg świadkiem, że z przyjemnością dalibyśmy wam nie tylko skrawek, ale nawet całą koszulę, gdybyśmy ją mieli, ale nie posiadamy na sobie ani jednej nitki. 
I tak nic nie załatwiwszy królewicz z królewną musieli pojechać dalej. Znudziła im się wreszcie ta długa, bezcelowa włóczęga i wracali do domu. Kiedy przejeżdżali koło chatki mądrego człowieka, czynili mu wymówki, że dał im taką złą radę. Opowiedzieli mu wszystkie swoje przygody w podróży. Wtedy ten mądry człowiek uśmiechnął się i powiedział: 
- Czy rzeczywiście jechaliście na próżno? Czy nie przyjeżdżacie do domu bogatsi w doświadczenie? 
- Owszem - odpowiedział królewicz - przekonałem się, że zadowolenie jest rzadkim dobrem na tej ziemi. 
- A ja się nauczyłam - powiedziała królewna - że po to, by być zadowolonym, nie trzeba nic - tylko właśnie być zadowolonym. 
Wtedy królewicz podał królewnie rękę, spojrzeli na siebie z niewymowną miłością, a mądry człowiek pobłogosławił ich i rzekł: 
- Znaleźliście prawdziwy talizman w waszym sercu. Strzeżcie go wiecznie, a nigdy duch niezadowolenia nie będzie miał nad wami władzy.

11 komentarzy:

  1. Ilenko! Jesteś wielka! Balsam na moją duszę. Dzięki !

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie lepiej bym nie umiała tego wszystkiego wyrazić!
    Ciepły usmiech posyłam! :-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nawiążę do tych wspomnianych "uchodźców", bo sporo ludzi - jak Ty - kompletnie nie rozumie istoty rzeczy. Ne ma obawy ani niechęci do uchodźców prawdziwych, natomiast jest niechęć i strach przed pseudo-uchodźcami, którymi są muzułmanie. Nie bez powodu chrześcijanie walczyli z nimi od wieków. Ne bez powodu teraz oni mordują setki tysięcy chrześcijan. Ich religia, która jednocześnie jest dla nich przepisem na życie, nakazuje im nienawidzić wyznawców innych religii. Nastawieni są bardzo wrogo niechętnie ich obecna "emigracja" do Europy nie jest ucieczką przed wojną, ale jest próbą najazdu i pozyskania naszych ziem dla siebie. Tam, gdzie się osiedlają domagają się wprowadzenia szariatu, czyli swoich praw, naciskają na miejscową ludność w temacie zmiany obyczajów, stylu ubierania itd. Nie integrują się i NIE CHCĄ integracji, tworzą strefy no-go, gdzie nawet policja nie ma dostępu. Jeśli jeszcze nie występują bardziej radykalnie, to tylko z powodu niedostatecznej siły liczebnej. Zauważ też, że nie uciekają oni do krajów arabskich, muzułmańskich, które są bogate i bez problemu mogłyby im pomóc. Bo nie o pomoc im chodzi, a o zyskanie nowych obszarów, czego żąda od nich ich Bóg. Chrześcijanie zrobili wiele złego poprzez wieki, ale teraz jakby się opamiętali. Oni zaś nadal tkwią w tym swoim VII wieku i nie wygląda na to, żeby mieli ewaluować. Kobiety traktują gorzej, niż zwierzęta. Pedofilia jest zwyczajem, w którym nie widzą nic złego. Są tak różni od nas i tak bardzo chcą pozostać różni, że nie ma dla nich - albo dla nas - miejsca w Europie. Za -dziesiąt lat (20,30?) pokażą swoje prawdziwe oblicze, tyle, że będzie to już dla nas o wiele za późno. Więc proszę zauważyć w końcu, że nie chodzi o uchodźców, chodzi o konkretną grupę, którą spokojnie można nazwać najeźdźcami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Evo, uważam, że to jest nieprawda, co piszesz, ale w sytuacji, gdy uważasz, że to Ty rozumiesz, a nie ja, pozostańmy przy swoich zdaniach. Ten wpis nie jest o uchodźcach i chętnie wykreślę początek, jeśli uniknę dzięki temu dalszych komentarzy na ten temat.

      Usuń
  4. A propos Twojego egzaminu przypomniał mi się stary dowcip:

    Studentka wchodzi na egzamin.
    Siadła, a profesor pyta:
    - Jaki będzie wzrost PKB Polski w tym roku?
    Cisza.
    Profesor znowu:
    Jaki mamy ustrój w Polsce
    Znowu cisza...
    Profesor:
    - A gdzie leży Polska?
    Nic...
    Profesor zdumiony zapytał się studentki:
    - Skąd Pani pochodzi?
    - Z Bieszczad - odpowiedziała.
    Profesor podszedł do okna, utkwił wzrokiem w dalekim punkcie i po chwili zadumy powiedział:
    - Ku**a, może by tak wszystko rzucić i spi****lić w Bieszczady...?

    A ja mam jednak nadzieję, że jeszcze zdążę gdzieś pojechać i coś zobaczyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to był własnie ten przypadek:))) Zresztą to nie jedyna moja genialna odpowiedź na tym egzaminie. Dostałam się tylko dlatego, że bardzo chcieli, żebym się dostała ze względu na wyniki egzaminu predyspozycyjnego:)))

      Usuń
  5. Jak powiedziała Olga Lipińska: trzeba robić swoje i przede wszystkim się nie bać. Trzęsące portkami społeczeństwo powoduje to, że ci, którzy zaczynają rządzić, popadają w coraz większy triumfalizm. I to własnie strach budzi butę i arogancję u władzy - koniec cytatu.

    A bajka piękna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andersen ma parę takich kawałków, bardzo trafnych, ale nie są to te najbardziej znane. Szkoda.

      Usuń