czwartek, 19 stycznia 2017

Gdy nie da się być misiem-przytulaskiem...

Pierwsze mieszkanie, które wynajmowałam, miało poważny mankament. Miało sąsiadkę. Sąsiadka była upiorna. Miała słuch, który powinien być zbadany przez specjalistów, bo taki słuch normalnie się nie zdarza. Miała słuch taki, że gdy np. przypadkiem upuściłam wtyczkę od telewizora, to ona natychmiast przywoływała mnie do porządku stukając w sufit kijem od szczotki. Kiedyś zrobiła mi awanturę, że wychodzę do pracy i zostawiam okno otwarte, a to okno pod wpływem wiatru stuka i ją denerwuje. Obiecałam, że będę zamykać. I zamykałam, ale to spowodowało kolejną falę pretensji.
Biegłam kiedyś do pracy i przypadkiem wpadłam na sąsiadkę, która najwyraźniej żaliła się na swój los swoim znajomym z innego bloku (z naszej klatki wszyscy byli odpowiedzialni za ten los, więc nam się nie żaliła, na nas krzyczała). W każdym razie sąsiadka postanowiła wtedy dać mi nauczkę, zatrzymała mnie i zaczęła narzekać, że ona w tym hałasie żyć nie może.
- Trzeba mieć zrozumienie dla starszych ludzi - włączyła się znajoma. - Gdy państwo robią remont, to powinno się przestać stukać po 22...
- To wynajęte mieszkanie i ja nie robię remontów. Pani Helena ma na myśli to, że ja czasami jestem nieuważna i coś mi spada na podłogę. Wtyczka, szpulka... - zaczęłam.
- Albo jak pani wychodzi do pracy, to przechodzi w butach na szpilkach przez pokój, żeby zamknąć okno!
- Chyba pani jednak przesadza - powiedziała oniemiała znajoma, a ja skorzystałam z okazji i dałam nogę.
Ja nie miałam wtedy 30 lat, a pani Helena była po 70-tce. Poza tym nigdy nie byłam kłótliwą osobą. To wszystko sprawiało, że zwykle wolałam schodzić jej z drogi, a jeśli to się nie udało, to grzecznie się tłumaczyłam. Jednak najspokojniejsza osoba czasami nie wytrzymuje. Kilka razy zareagowałam więc bardzo ostro. I wtedy miałam spokój przynajmniej na dwa miesiące.
Pisze o tym, bo niedawno miałam podobną sytuację w pracy. Pewna panna, z którą współpracuję, a której bardziej zależy na mnie niż mi na niej, ostro olewała moje maile i w ogóle nie szło się z nią dogadać. Traf chciał, ze miałam do niej sprawę w dniu zniżki formy psychicznej. Zadzwoniłam chyba dwa razy, a ona odrzuciła połączenie.
- Boże, przecież ja jestem misiem-przytulaskiem, czemu ludzie zmuszają mnie, żebym była wredną suką - pożaliłam się na głos i wysłałam do panny dość oschły mail z pytaniem i jednocześnie informacją, że więcej narzucać jej się w tej sprawie nie będą. Tylko tyle. Ale kopię przesłałam jej szefowej. Po kwadransie sama zadzwoniła wijąc się z przeprosinami.
Czy może mi ktoś wyjaśnić, skąd biorą się tacy ludzie, przy których bycie sympatycznym się nie sprawdza, po których trzeba się przejechać walcem, by byli normalni? Bycie wredną suką nie jest moim życiowym celem, choć w tej roli wypadam nieźle. Najwyraźniej jednak z niektórymi nie da się inaczej.
Dziś kącik muzyczny będzie ilustracją dźwiękową moich przygód z panią Heleną. Nie wiem, czy to była akurat ta piosenka, ale na pewno jakaś Leszka Długosza. Był wieczór, między 18 a 19, na starym gramofonie słuchałam płyty z piosenkami Długosza. Pani Helena przyleciała i zrobiła mi o to awanturę. Bo za głośno. A to akurat taka piosenka, że chyba nawet na dzisiejszym sprzęcie nie dałoby się za głośno...





8 komentarzy:

  1. Oj! Na tematy sublokarorskie, to mogłabym kilka nowelek napisać. Bo tak się złozyło, że jak zaczynałam nowe zycie, po maturze, na własną rękę, to musiałam sobie szukać w nowym mieście tzw. stancji. Opisałam zreszta kilka na moim blogu, ale najdziwniejsza byłą ta, gdzie miałam za gospodynię panią, strasznie zazdrosną o męża. Było tam jeszcze 8 dzieci, stara babcia, i pan mąż, z którym zreszta pracowałam w jednym zakładzie, tyle tylko, że ja w laborce, a on w warsztacie ślusarskim. Miał samochód, i czasem, jeśli nam się zmiany zgadzały, podrzucał mnie do firmy, wspólnej zresztą. To wystarczyło, że pani gospodyni zapałała zazdrością okrutną. Cóż! Rozumiem ją dzisiaj. Ale wtedy? Ja 19-stka, on powyżej 40, ja na zabój zakochana w Ślubnym! Dramat, szantaże, awantury, zamykanie drzwi, jubel nie z tej ziemii. Uciekłam.
    A finał najlepszy. Po latach spotkała mnie w mieście, i zaczeła się żalić, jaka jest samotna, mąż nie żyje, dzieci daleko, a ona sama jak palec. I czy nie mogłabym ją czasem odwiedzić???
    Oczywiście, że nie odwidziłam, ale zrobiło mi się jej autetnycznie żal!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wynajmowałam przez kilka lat mieszkanie więc też zaliczyłam rożnych sąsiadów. Bardzo sobie cenię, że dziś mam swoje mieszkanie i stać mnie na to, żeby sąsiedzi nie wchodzili mi na łeb:)))

      Usuń
  2. jesienna:
    Są tacy ludzie, którym wszystko przeszkadza.Twoja sąsiadka z dołu prawdopodobnie uważała, że wszyscy powinni wokół niej skakać, a ona sama, że jest osobą szczególnej troski. Chyba należała do ludzi zgorzkniałych. Tacy, co szukają wokół siebie wrogów, a nie przyjaciół, czy znajomych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak. Mnie jednak najbardziej u niej złościło to, że zmuszała mnie to zachowań, na które nie miałam ochoty.

      Usuń
  3. bo jak ktoś ma psychopatyczna rysę, to graniem na ludzkiej strunie się do niego nie dotrze. Nie dopasuje się bo, nie potrafi. Normals ma większe możliwości.
    A tak na marginesie, zawsze trzeba mieć tez na względzie, ze to nie musza być emocje - z ludźmi o odmiennej normatywności nie ma sensu szukać jakiegokolwiek wspólnej płaszczyzny porozumienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mam wrażenie, że niektórzy ludzie muszą mieć nad sobą bat, bo inaczej z nimi nie pogadasz:((((
      Ja generalnie unikam wszystkich, którzy mi nie leżą, ale w pracy czasami tak się nie da...

      Usuń
  4. Pamiętam sąsiada, który pozwał moją mamę do sądu, twierdząc, że biega po domu w butach, mało - tupie mu nad głową:) Oczywiście, sąd mu nie uwierzył, ale wyobrażasz to sobie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że sobie wyobrażę. Mieszkałam ponad dwa lata nad pania Heleną i mogłabym napisać książkę. To że ona się mnie czepiała to pikuś. Ona mieszkała na parterze, ja na pierwszym piętrze. Nade mną mieszkała pewna staruszka. Otóż z tą staruszką pani Helena (ona była wtedy po 70-tce) też była skłócona. Bo staruszka czasami przesuwała krzesło i to było słychać u pani Heleny. Ja bym za to dostała zjebkę, ale mnie nie było w domu, więc wiadomo, kto hałasuje:)))

      Usuń