środa, 18 stycznia 2017

Ostatnie szpilki

Sklep Baty, sezon wyprzedaży. Grzech byłoby to przegapić. Nie chciałam grzeszyć, więc ruszyłam miedzy półki. I wypatrzyłam je. Przepiękne szpilki. Cieniutki obcas. I oszałamiająco wysoki. Obicie z beżowego zamszu z czymś naszytym. Szpilki marzenie, bo nie dość, że śliczne, to oryginalne i jasno udowadniające, że właścicielka ma swój styl.
Mogłabym o tych butach jeszcze bardzo długo...
Założyłam je tylko raz. I to zupełnie bez sensu, bo akurat umówiłam się na starówce. Ganianie w szpilkach po starówkowym bruku to szczyt głupoty. Ale nie dlatego już nigdy tych butów nie nosiłam. Gdy je kupiłam, byłam trochę po 40-tce i właśnie wkraczałam w okres, gdy wygoda bierze górę nad chęcią podobania się. A może inaczej... Wkraczałam w okres, gdy zaczynałam odkrywać, że to co mam na nogach aż tak wielkiego znaczenia nie ma, po co więc się katować? A może jeszcze inaczej... Wkraczałam w okres, gdy zaczynałam przed sama sobą przyznawać się, że szpilki, nawet najlepsze nigdy nie są wygodniejsze od adidasów.
Te szpilki mam do dziś. Jak zresztą mogłoby być inaczej. Nawet po przecenie sporo kosztowały. A poza tym ostatnich w życiu szpilek nie wyrzuca się ot tak, po prostu. Jeszcze kilka lat temu patrzyłam na te szpilki i myślałam, że na pewno jeszcze kiedyś je założę. Teraz patrzę z przerażeniem, że mogłabym je jeszcze kiedyś założyć.
W podstawówce miałam drewniaki - gruba podeszwa i coś w rodzaju sporego obcasa. Były chyba tylko trochę mniejsze od obuwia aktorów antycznego teatru. Ale jakież one były wygodne! Mogłam chodzić w nich rana do wieczora i z pogardą patrzyłam na dorosłych, którzy pukali się w głowę.
W ogólniaku miałam coś w rodzaju trampek na koturnach (teraz tez takie są). Biegałam w nich po górach. No takie wygodne. No i sportowe, bo to w końcu trampki.
Czego ja nie nosiłam! I musiałam się zestarzeć, żeby zmądrzeć i zacząć cenić wygodne buty! Zresztą nie tylko o buty chodzi. Przyznam, że coraz częściej myślę sobie, ze gdybym wiedziała, ile starzenie się człowiekowi daje, to chyba chciałabym zestarzeć się znaczenie wcześniej.




26 komentarzy:

  1. Od kiedy się usamodzielniłem, pierwsze buty kupiłem na miarę, i dopiero po miesiącu chodzenia przestały mnie uwierać. Wszystkie następne, do dzisiaj, kupuję o numer większe. W dzieciństwie,kiedy zamieszkaliśmy na wsi, w czasie zimy chodziłem w drewniakach, a w lecie boso, ale o tym pisałem na blogu, w opowiadaniach "Krzysiek".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ileż ja miałam butów, które mnie uwierały! Bo lakierki, bo takie ładne i wąskie... Ileż odcisków przez to miałam. Dzisiejsze haluksy nie wzięły się znikąd.
      Domyślam się jak fajne było zimowanie w drewniakach. Zimno, niewygodnie. Aż człowiekowi lepiej się robi, gdy pomyśli, że doczekaliśmy takich czasów, że stać wszystkich na wygodne buty.

      Usuń
    2. Drewniaki lat 40-tych w jakich ja chodziłem, były inne niż te z lat 70-tych, w których Ty Ilenko piszesz że chodziłaś. Twoje, to prawdopodobnie były rodzajem letnich klapek na drewnianej podeszwie jakie spotykałem, moje, to kamasze z drewnianą podeszwą do której przylepiał się śnieg i utrudniał chodzenie. To było obuwie wówczas dostępne, bo samemu można było sobie zrobić.

      Usuń
    3. Domyślam się, co to była za "przyjemność". Moje były modnymi i eleganckimi wówczas butami. Nie wiem jednak, co trzeba było mieć w głowie, żeby to dobrowolnie nosić zwłaszcza takie jak ja miałam - były znacznie wyższe od normalnych. Brrr!

      Usuń
  2. Kocham buty i dla mnie to temat rzeka. A to, że stać mnie było na irracjonalne zakupy, to fakt że trzykrotnie kupiłam buty, w których nie chodziłam: pierwsze to były ciżemki stylizowane na kierpce, tak śliczne, że kupiłam numer mniejsze /właściwego nie było!/ z myślą, że się "rozejdą"; drugie to były szpilki tak wysokie, że z mięśni łydek robiły mi się jabłka- celowo ułamałam obcas, żeby matka nie gderała o wyrzucone pieniądze; wreszcie ostatni zakup to- wstyd się przyznać, już jako matka dzieciom- kupiłam zimowe kozaki na cienkim, wysokim obcasie i nie założyłam ich ani razu z przyczyny oczywistej- nie nadawały się do chodzenia, bo w zimie jest ślisko.
    Ale śmiesznie jest powspominać! ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buty potrafią rozmiękczyć umysł każdej kobiety. Miewałam kozaki na obcasach, szczęśliwie nie na szpilkach, ale jednak. Aż mi się dzis w to wierzyć nie chce. Teraz chodzę po mieście w górskich buciorach i jestem happy!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Może być. To dobra praca. Nieźle płacą, do pracy miałabym całkiem blisko, nie umiem rządzić, ale większość naszych premierów tez nie umiała... No i nie noszę broszek, ale kolczyki. Bedzie urozmaicenie:))

      Usuń
  4. no tak, buty to temat rzeka. Lubię mieć, nie lubię kupować - paradoks taki. Bez względu na to ile czasu poświęcę na mierzenie butów i tak okazuje się, że coś mniej lub bardziej uwiera. A zawsze najwygodniejsze są te, które kwalifikują się do wyrzucenia. W najwyższych szpilkach paraduję w pracy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boś pewnie jeszcze młoda. Była kiedyś taka reklama butów: Dla kobiet, które dojrzały do wygody. po prostu w punkt! Ja też latałam kiedyś do pracy w szpilkach. Żeby tylko do pracy! Wszędzie! Dziś noszę tylko adidasy.

      Usuń
  5. ... bo mądrze gadasz, oczywista:)
    Od dawna już preferuję wygodę, ale jakies dwa lata temu kupilam sobie, idac na wesele, czerwone czolenka, na 7 cm obcasie, takiej grubszej szpilce. Bylam przekonana, ze po godzinie najdalej zmienie je na drugie, wygodne, nic z tego, balowalam do rana! Sa arcywygodne, sliczne, niestety, nie mialam okazji zalozyc ich ponownie:(
    (Pisze bez znakow polskich, bo mi sie poprzestawiala klawiatura, wybacz.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy potrafiłabym dziś bawić się w butach na obcasie. Trochę to straszne, bo tak zdziadziałam. Mam chyba tylko jedne buty na szpilkach, które może jeszcze kiedyś założę, ale to niskie szpileczki. 5 cm? Chyba.

      Usuń
  6. Nie nosiłam szpilek w młodości, w wieku zalotnej kobiecości też nie. Wtedy tylko dżinsy podkoszulki itp. Potem przyznaj, miałam chwilę zawirowania (zespół zamykających się drzwi?) i kupiłam. I to nie jedne. Słowem coś mi odbiło, a że uwierzyłam że tak jest lepiej to zakładałam. Ale rozum wrócił. I to z hukiem, m.in. z wiekiem odmówiłam farbowania włosów. Nawet jak były takie, co uważały że przekonają mnie do farby, dały spokój. Zależy mi na byciu zdrową i sprawną. Nie mam zamiaru udawać młodej, bo nią nie jestem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja bym chciała mieć tyle zdrowego rozsądku! Historia moich butów to historia zniewolenie moich nóg. Włosy farbuję od lat i to w domu. Teraz mam dłuższą przerwę, bo noszę włosy do ramion, a że mam cienkie i słabe, to albo rybki, albo akwarium:)))) I przyznam, że tęsknie spoglądam na farby na półkach w sklepie. Niestety, kwestię zdrowia traktuję bardzo wybiórczo:(((

      Usuń
  7. Widziałam kiedys w internecie rysunki majtek [ trzy sztuki]. Bez szczegółów, same domyślicie sie jak wygladały: majtki randkowe, majtki wszystkomijedno i majty grozy. Z butami, które wybieramy jest podobnie...jednak skłaniam sie do randkowych, ciąle mam motywację i to mnie nie męczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W temacie bielizny mam swoją teorię - im kobieta czuje się gorzej psychicznie, tym lepszą bieliznę powinna mieć. Fikuśne cudeńka nawet pod nijakim swetrem świetnie działają na psychikę. Ja szczęśliwie nigdy nie nosiłam stringów i nigdy nosić nie będę. Najseksowniejsze majtki, jakie miałam, były z jedwabiu i koronek i były w stylu retro. Piękne! Ale rozumiem skłonność do stringów:)))

      Usuń
  8. A ja zawsze preferowałam buty wygodne.
    Na szpilkach prawie nigdy nie chodziłam. No może ze 2-3 razy włożyłam wysokie szpilki, bo tego wymagała sytuacja /bardzo eleganckie przyjęcie/ ale potem bolało mnie całe ciało.
    Ja muszę mieć buty wygodne i latem i zimą.
    Co nie znaczy że nie powinny być z dobrej firmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety musiałam do tego dojrzeć. Dziś nawet na wyjścia zakładam elegancką górę i sportowe buty - tyle, że staram się to jakoś sensownie skomponować. Moje nogi odpoczywają dopiero teraz. Trochę za późno:(((

      Usuń
  9. Uwielbiam kupować buty. Każda para to oddzielna historia. Też mam takie, które założyłam raz lub dwa, ale nie umiem się z nimi rozstać.
    Nie stronię od butów na obcasie, ale może dlatego, że te które mam są naprawdę wygodne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie moje na obcasach też były wygodne:)))

      Usuń
  10. Kiedy miałam 14 lat, po raz pierwszy na wakacjach pracowałam. Przy remanentach w GS-ie. Uzgodniłam z Mamą, że wszystkie pieniądze przeznaczę na szpilki. Poszłyśmy po wypłacie do sklepu, kupiłysmy przecudnej urody buty, za całą wypłate oczywiście, a po powrocie do domu..... Tragedia! Tato orzekła, że jestem za młoda, i dostanę je dopiero na 18stke! Schował i słowa dotrzymał. Włozyłam je tylko na studniówke, a potem już żadnych szpilek nie kupowałam. Na wysokich koturnach, klockach, i owszem, ale nie szpilek. Nienawidziłam ich wręcz. :-))))))

    OdpowiedzUsuń
  11. No to tata zrobił Ci niespodziankę! Choć nogom to na pewno wyszło na dobre. Ja miałam sporo szpilek, ale głównie niewysokich. Na pewno dobrze w nich wyglądałam, ale dziś nie ma dnia, żebym nóżek za to nie przepraszała:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. A może te szpilki nie były ostatnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czemu? W pytaniu wyczuwam żal. Ja postawiłam na wygodę. Kobieta której dobrze to atrakcyjna kobieta:))))

      Usuń
  13. Jaki tam żal. Ze mnie jest i zawsze był typ antyszpilkowy.
    Stawiam tylko na to, że się złamiesz, jak Cię któreś podstępnie z półki zawołają. :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie. Ja gdy teraz patrzę na jakiekolwiek szpilki, to natychmiast czuję lek, że ktoś mógłby zmusił mnie do ich założenia:))) Jeśli się złamię, to mam niziutkie, zabudowane i całkiem wygodne, ale "całkiem" od jakiegoś czasu mnie nie satysfakcjonuje:)))

      Usuń